piątek, 22 sierpnia 2014

Od Jessicy

Wędrowałam samotnie przez puszcze, lasy, góry, szukając spokojnego miejsca. Oczywiście nigdy mi się to nie udało gdyż na każdym kroku spotkałam łowców. Nie wiem po co on chcą mnie zabić lub pojmać, ale i tak ich zabijałam lub raniłam. Nie lubiłam zabijać, ale lubiłam walczyć. No cóż moje całe życie to trening.
--- Pewnego dnie---
Po długiej wędrówce zrobiłam postój. Upolowałam zająca i rozbiłam mini obóz. Było małe ognisko i stary namiot od jednego z łowców. W plecaku miałam butelkę z wodą, zapałki i moją ulubioną rzecz, pistolet. Oczywiście nie tylko. Miałam także sztylet schowany w bucie i za plecami. Mały pistolet przy pasku. Nie byłam taka bezbronna. Po paru godzinach odpoczynku spakowałam się i ruszyłam w drogę. Zrobiłam parę kroków i już usłyszałam terenówkę łowców.
-"Czy oni nigdy nie dadzą sobie spokoju" - pomyślałam
Weszłam szybko na drzewo. Terenówka pełna łowców zatrzymała się idealnie po drzewem. Skoczyłam na dach i zrobiłam salto do tyłu zeskakując z auta. Wszyscy wybiegli za mną. Jeden z nich miał kuszę. Drugi pistolet. Trzeci miecz. Ten z pistoletem zaczął szczelać do mnie. Ja szybko robiłam uniki. Po paru sekundach ten z mieczem się zatrzymał. Oj nie miał wytrzymałości. Jeszcze dwaj. Ten z kuszą dobrze wycelował i przewidział mój ruch, gdyż oberwałam w ramię. Szczała była zatruta. Trucizna coraz mocnej działała. Upadłam. Związali mnie. Ten z mieczem wreszcie dobiegł, gdy Ci dwaj odszedli on podszedł do mnie. Podając mi potajemne antidotum.
- Masz - powiedział dawając mi powoli małą otwartą buteleczkę do ręki
- Po co mi to dajesz i tak za parę minut się uzdrowię i was zabiję - powiedziałam wrednym głosem
- Ale za parę minut oni cię zabiją, myślisz że po co by wydawali tyle kasy na truciznę ? - powiedział
Złapałam buteleczkę i szybko wypiłam. Fujjjj... To było okropne.
- I masz jeszcze to... - podał mi karteczkę - Tak cię nie znająd
- Po co mi pomagasz ? - zdziwiłam się
- Wiesz jak mało na świecie jest takich ludzi jak ty, chodzi mi o zmiennokształtnych... Moja córka też nią jest - powiedział
- Josh, choć tu ! - krzyknął jeden z nich
Lekarstwo zaczęło działać. Od razu poczułam się lepiej. Szybko wyjęłam swój sztylet za pleców i przecięłam liny. Zmieniłam się w wilka i skoczyłam na gościa z pistoletem. Wbiłam mocno swoje kły w jego gardło. Gdy już się przestał ruszać skoczyłam na tego drugiego. Jego los był taki sam. Trzeciego zostawiłam, po pierwsze pomógł mi, a po drugie widać że nie jest taki jak oni. Tylko kiwnęłam głową na znak "dziękuję" i zmieniałam się. Pobiegłam jak najdalej. W końcu otwarłam karteczkę:
"Zapraszamy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie! Przyjmujemy wszystkich od czarodziejów po wampiry, wilkołaki i inne stworzenia." Pomyślałam że to nie taki zły pomysł. Wyruszyłam do miasta, gdzie najbliższy pociąg do Hogwartu był... Ojej muszę się pospieszyć to za dwie godziny.
---Po 1,5 godziny---
Wreszcie doszłam na stację. Kupiłam bilet. I ruszam? Gdzie jest peron
9¾ ?? Nagle usłyszałam jakieś dzieciaki:
- Hej szybko musimy się pospieszyć, peron 9¾ jest o tam - powiedział jakiś chłopak
Więc poszłam za nimi, aż doszłam do kolumny. Przeszłam przez nią z łatwością. Wsiadłam do expresu i ruszyliśmy. Usiadłam w wagonie gdzie był jakiś chłopak i dziewczyna.
< Ktoś chętny ? >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz