- Właśnie mnie się wydaje że to nie będzie miało tego szczęśliwego zakończenia ...-powiedziałam -Zapewne jak tylko zorientuje się że karteczka jej wypadła to albo wzruszy ramionami albo wpadnie w furie. A jak się dowie że to ty a co najgorzej że może jeszcze mnie o to oskarżyć wtedy to cię zabiję bez wahania.
- Nie dasz rady -zaśmiał się i spojrzał na mnie. Moja ciekawość była straszliwa i to naprawdę. Spoglądałam na jego kieszeń gdzie znajdowała się karteczka. -Jak widzę sama się pchasz do tego abyś i ty była w to wmieszana. Ciekawi cię co jest na karteczce i powiem że raczej nic co by cię interesowało.
- A może jednak... -spojrzałam na niego ale po części miał rację. Sama się pchałam do tego aby być wmieszana. Przymknęłam się.
Znów ruszyliśmy w stronę Skrzydła szpitalnego. Cisza jak makiem zasiał w końcu były lekcje. Jednak ja nie zamierzałam iść do skrzydła. Szybko zmieniłam kierunek naszej wyprawy. Chłopak to zauważył jednak nic nie mówił. Zamiast iść wyżej do wież wyszliśmy na dwór. Odetchnęłam powietrzem. Tak bardzo tego brakuje w czterech ścianach. Spojrzałam na chłopaka i wyciągnęłam w jego stronę różdżkę wcelowując prosto w niego. Miał rację nie zrobiła bym mu krzywdy bo po co? Z resztą miała bym trupa na karku ale moja ciekawość była silniejsza. Chłopak co zabawne zaśmiał się.
- Wylądujesz w szpitalu jak we mnie trafisz -zaśmiał się. -I jak tak bardzo chcesz kartkę to poproś. Chyba że nie umiesz. Powiedz "Proszę podaj mi karteczkę". Mogę ci przeliterować proszę żeby było ci łatwiej.
Zgromiłam go wzrokiem. Ja nie przepraszam. Odwróciłam się napięcie i pobiegłam przed siebie jak najdalej. Nawet jeśli to oznacza bieg to zakazanego lasu. Z resztą nie raz tam uciekałam. Kiedy miałam przekroczyć próg i wtargnąć do zakazanego lasu poczułam silną dłoń chwytającą mnie za nadgarstek.
- To nie jest za mądre -przyznał. Nie musiał mnie gonić a jednak to zrobił.
- Nie mądre było by skakać na główkę do płytkiego baseny, suszyć włosy w wannie, wpychanie widelca do kontaktu a to nie jest niemądre. To jest ucieczka od rzeczywistości -powiedziałam -Nie raz tam szłam kiedy wysyłali mnie do skrzydła szpitalnego. Bo chodź wiedzieli co mi jest i tak mnie wysyłali to tej starej baby.
- Czyli tak naprawdę nigdy nie poszłaś do skrzydła szpitalnego kiedy cię o to prosili? -zaśmiał się lecz nie rozluźnił uścisku. To było irytujące.
-Tylko raz kiedy to profesor Snape sam mnie odprowadził pod same drzwi. -prychnęłam. -Zauważył że zazwyczaj kiedy "idę" do pielęgniarki to zazwyczaj nie idę tylko siedzę tu. To przez niego dostałam "wyjca" od rodziców którzy zamiast się na mnie wydrzeć powiedzieli że jestem ich kochaną córeczką i żebym się nie przejmowała bo oni w tym wieku wchodzili w głąb zakazanego lasu by poczuć na sobie ten strach.
- Zapewne też ślizgoni. Jednak ja zostałem poproszony o zaprowadzenie cię do skrzydła szpitalnego a nie zakazanego lasu. Tak więc ja nie chcę mieć kłopotów a jeśli cię nie zaprowadzę to będę mieć. Tak więc idziemy.-powiedział. Po raz setny zmroziłam go wzrokiem.
- Nie będziesz mi rozkazywał. Do tego ja się stąd nie ruszę. -założyłam ręce lecz co innego przyszło mi do głowy. -Jak mnie tam zaprowadzisz to ja powiem o karteczce!
- No, może od razu się przyznaj że podsłuchiwałaś razem ze mną -prychnął.
Westchnęłam było 2 : 1 czyli jednak musiałam pójść do pielęgniarki która mi powie że to albo od "nieodpowiedniej diety" lub "niewyspania". No ale ja nie robię imprez nie to co moje współlokatorki. Nie raz przez nie musiałam spać w wierzy astronomicznej... Zimno ale jednak ładne widoki w szczególności kiedy jest noc meteorytów i tak wiele ich spada. Spojrzałam na niego. Specjalnie dla niego zaczęłam iść powoli lecz tym razem to on zaczął biec. Jesteśmy jak ogień i woda. Niedobrani. Ciągle mnie ciekawiło co było na tej karteczce. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to że zmusił mnie do biegu. W końcu mój biedny nadgarstek był uwięziony w jego dłoni.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz