Cóż jest lepszego niż zatłoczona mała klasa... Pusta wielka klasa? Dwór?
Moja twarz od razu pobladła i traciłam dech. Chodź większość osób
uważało to za dużą klasę dla mnie była za mała. Sufit zaczął jakby
upadać a ściany wirować. Odruchowo złapałam się skrawka czyjejś szaty.
Upadłam na ziemię. Mroczki stanęły mi przed oczami. Przecież to były
eliksiry. Nie powinien być na mnie tak bardzo zły. W końcu dziś uczył
nas Horacy a on mnie lubił. Poczułam delikatnie klepanie po policzkach.
Mieli szczęście że tylko klepanie. Chwyciłam za czyiś nadgarstek i mocno
ścisnęłam. Zobaczyłam nad sobą jakiegoś gryfona. Puściłam odruchowo
rękę i wytarłam ją o szatę. Wyciągnął ku mnie rękę. Jednak ja wstałam o
własnych nogach. Spojrzałam na nauczyciela. Był blady jak ściana.
- Może lepiej pójdź do pielęgniarki -powiedział -Napiszę ci zwolnienie.
- Nic mi nie jest -powiedziałam chłodno ale za to pewnie siebie. -Po prostu mam klaustrofobie to wszystko.
- Tylko że to nie jest wcale takie małe pomieszczenie -zauważył
nauczyciel -Lepiej idź... Poprosić jakąś z twoich koleżanek żeby cię
odprowadziła.
I tu był pies pochowany ja nie miałam przyjaciółek. Zaprzeczyłam a
nauczyciel wyznaczył jakiegoś ucznia chodź była chmara dziewcząt. Bo
poco! Uważał że jeśli znów zemdleję w co powątpiewałam ten jakże
szarmancki chłopczyk mnie uratuje. Dobre sobie! Ja już wiedziałam jak
mnie ratuje. Prędzej głową przydzwonię o ziemię niż by mnie złapał. Sama
widziałam po nim że raczej by tego nie zrobił. Może miał taki charakter
że każ mu jedno zrobi drugie? No ale niestety byłam zdana na to że
musiał mnie zaprowadzić do tego skrzydła szpitalnego. I żeby było
fajniej dodam że był Gryfonem. Jak nasz nauczyciel trafi... to w płot
obok ale w dokładny cel. Niby chciał dobrze ale wolałam tam leżeć niż
teraz iść z nim do skrzydła szpitalnego.
- To... -zaczął chodź wiedział że ta rozmowa nie będzie się kleić -Jak masz na imię?
- Effie Vitalina Romanov -powiedziałam i to za dużo niż potrzebował. Nie
dość że drugie imię i nazwisko to łatwo mógł zobaczyć że jestem z
Rosji. Znaczy urodziłam się tam i moi rodzice się tam urodzili ale
poszłam do szkoły tu i nie mam tego akcenciku z którego każdy zawsze się
śmieje.- A ty?
- Cole Tieri -powiedział. -Czyli że nęka cię klaustrofobia? A wyobraź
sobie że niektórzy boją się dużych przestrzeni. Co do małych to zawsze
możesz wyjść z pomieszczenia ale na wielkiej powierzchni nie zawsze ma
się gdzie schować. Czyż nie?
Wzruszyłam ramionami. Mówiłam że konwersacja między nami na nic się nie
zda. Ja jestem ja a on to on. Ja jestem slyth a on to gryff i koniec. A
ogółem co dziwne nie naszła mnie chęć żeby go zdenerwować, dogryźć mu
jakoś. Odruchowo przyłożyłam rękę do czoła. Było normalne. Spojrzałam w
górę. Strzeliste sklepienia krzyżowo żebrowe sprawiały że korytarz był
pociągły a co za tym idzie mogłam spokojnie oddychać.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz