Od rana nie czułem się zbyt dobrze. Doszedłem do wniosku, że to wina
śniadania. Nie powinno łączyć się sosu czosnkowego, płatków i soku
dyniowego. Nigdy.
W dodatku atmosfera była jakaś taka...dziwna. Nie do końca rozumiałem o
co chodzi, ale mniejsza o to. Potrzebowałem świeżego powietrza, a
okoliczny las wydawał się idealny na spacer. Tam też się udałem.
Zaszedłem dosyć głęboko, aż natrafiłem na niedużą, skąpaną w blasku
południowego słońca polanę. Z cichym westchnieniem położyłem się na
trawie i przymknąłem oczy. Chwila spokoju od tego gwaru na korytarzach. W
pokoju wspólnym też czułem się nieswojo. Nic nie mogło się równać z
zapachem drzew, śpiewem ptaków i pięknym widokiem.
Nagle dotarła do mnie nieznajoma woń. Poderwałem się na równe nogi i
wytężyłem słuch. Przyspieszone tętno. Niepokój. Hm, ciekawe.
Ruszyłem przed siebie, wiedziony zapachem. Po kilku chwilach dostrzegłem
zgarbioną postać, siedzącą na niewielkim pieńku. Kiedy podszedłem
bliżej zobaczyłem, że to dziewczyna o długich, czarnych włosach. Nawet
nie starałem się być cicho, więc nic dziwnego, że gdy mnie usłyszała,
natychmiast odwróciła się w moją stronę.
- Widzę, że ktoś wpadł na podobny pomysł, co ja- stwierdziłem, opierając
się o jedno z drzew. Brunetka przyglądała mi się nieufnie.
Ro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz