Szłam akurat do pokojów.Gdy weszłam do pokoju I usiadłam przy oknie.Przyszła do mnie Saphira i pyta się-Co robisz?-Patrze się w gwiazdy.-Odpowiedziałam-A czemu się tak patrzysz?-zapytała-Dzisiaj u Elfów jest takie święto.I to święto nazywa się Fenir?obchodzimy je każdego mięsiąca.I mię jest smutno ponieważ nie moge tam być i nagle zaczełam śpiewać:
Angel of darkness
Angel of darkness
The world is in your hand
But I will fight until the end
Angel of darkness
Angel of darkness
Don't follow your command
But I will fight and I will stand
When darkness falls
Pain is all
the angel of darkness
will leave behind
But I will fight
The love is lost
Beauty and light
Have vanished from
Garden of delight
The dreams are gone
Midnight has come
The darkness is our
New kingdom
Angel of darkness
Angel of darkness
The world is in your hand
But I will fight until the end
Angel of darkness
Angel of darkness
Don't follow your command
But I will fight and I will stand
Hunt goes on
deep in the night
time to pray
down on your knees
you can't hide from the
eternal light
until my last breath
I will fight... ( I will fight... )
Now realise
The stars they die
Darkness has
Fallen in paradise
But we'll be strong
And we will fight
Against the
Creatures of the night
Angel of darkness
Angel of darkness
The world is in your hand
But I will fight until the end
Angel of darkness
Angel of darkness
Don't follow your command
But I will fight and I will stand
Zawsze tą piąsenke śpiewam.
I się rozeszliśmy
poniedziałek, 1 września 2014
niedziela, 31 sierpnia 2014
Od Effie CD Cole'a
- Co wiecie?! -wydarła się na nas kiedy otrząsnęła się z tego co
zobaczyła. -Och moja filiżanka. Jednak to nie ważne. Co wiecie?! Mówcie i
to teraz bo wezwę dyrektora!
- Nic -palnęłam po czym po części kłamałam a po części zaczęłam mówić prawdę-Ma pani tak lekarskie pismo że nie mogliśmy się rozczytać a ta kartka wypadła profesor McGonagall kiedy przechodziła koło nas. Myśleliśmy że to jakiś śmieć więc nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy. Znaczy... Oczywiście ciekawiło nas co tam jest jednak nic z tego nie rozumieliśmy...
- Co was tu sprowadza? -powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Otóż zasłabłam na lekcji z powodu klaustrofobii i zostałam tutaj zesłana -powiedziałam co było oczywiście prawdą -Potem zaczęliśmy iść i trafiliśmy na profesor to wszystko.
- A co to w ogóle jest? -spytał a pielęgniarka zmroziła go wzrokiem.
- Coś co na pewno nie należy do pana. I to dzieciaki nie wasza sprawa tak samo jak zaglądanie do czyiś dzienników -powiedziała. -Zostaniecie przez mnie zaprowadzeni do dyrektora gdyż jestem pewna że kłamiecie jak z nut. Przypadkowo akurat mieliście kartkę i zajrzeliście do mojego dziennika? No nie wydaje mi się. Idziecie za mną. Mam nadzieje że wasze domy stracą parę punktów za wasz wybryk.
Chciała nas już prowadzić kiedy przypomniała sobie o filiżance i jednym ruchem różdżki sprawiła że filiżanka była cała a po herbacie wylanej na ziemi nie było śladu. Zaczęła nasz ciągnąć przez korytarze do schodów. Za pomocą hasła schody zaczęły unosić się. Trafiliśmy do jego gabinetu. Stary mężczyzna spojrzał na nas z uniesioną brwią. Kobieta podeszła do niego i szepnęła mu coś. Jego brwi mówiły wszystko za niego. Miał je ściągnięte a wargi przygryzione. Najwyraźniej wpakowaliśmy się w coś w gorszego niż myśleliśmy. Odeszła od niego i wyszła z gabinetu. Zacmokał i pokręcił głową. Usiadł w swoim pokoju.
- Może ciasteczko? -spytał co było normalne u tego nauczyciela jednak mój wzrok był skierowany na feniksa. Mężczyzna zaśmiał się. -Śliczny. Czyż nie? Macie to szczęście bo już jest staruszką. Niedługo się spali a z jej popiołu wyłoni się ona sama po raz drugi.
- Nie to chciał pan powiedzieć -zauważył Cole a nauczyciel pokręcił głową.
- Będziecie zwolnieni z lekcji bo to rozmowa właśnie na tak długi okres czasowy. Wpierw więc powiedźcie co wiecie? -spytał. Gdy patrzyło się w jego czy nie można było kłamać.
- Severus uważa że wie coś czego nie powinieneś wiedzieć -powiedziałam a ten uniósł brwi. Nie byłam zwolenniczką przyznawania się do winy.- Mówił że utrzyma wszystko w należytym porządku. Za to profesor Minerwa mówiła coś o nie bezpieczeństwie. Potem ta kartka. Myśleliśmy że to jakiś przepis na eliksir. Czy chodzi o nowe razu które tutaj trafiły? O aniołów, herosów, wampirów, wilkołaków?
- Zapewne chodź jak sama wiesz to i ja nie wiem -powiedział -W końcu nie zostałem doinformowany... Wielka szkoda. No ale cóż takie jest życie. I wydaje mi się że będę musiał z Minervą pogadać i wy pójdziecie razem ze mną. W końcu to wy odkryliście kartkę. I nie martwcie się. Nie zjem was jak Severus.
<Cole?>
- Nic -palnęłam po czym po części kłamałam a po części zaczęłam mówić prawdę-Ma pani tak lekarskie pismo że nie mogliśmy się rozczytać a ta kartka wypadła profesor McGonagall kiedy przechodziła koło nas. Myśleliśmy że to jakiś śmieć więc nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy. Znaczy... Oczywiście ciekawiło nas co tam jest jednak nic z tego nie rozumieliśmy...
- Co was tu sprowadza? -powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Otóż zasłabłam na lekcji z powodu klaustrofobii i zostałam tutaj zesłana -powiedziałam co było oczywiście prawdą -Potem zaczęliśmy iść i trafiliśmy na profesor to wszystko.
- A co to w ogóle jest? -spytał a pielęgniarka zmroziła go wzrokiem.
- Coś co na pewno nie należy do pana. I to dzieciaki nie wasza sprawa tak samo jak zaglądanie do czyiś dzienników -powiedziała. -Zostaniecie przez mnie zaprowadzeni do dyrektora gdyż jestem pewna że kłamiecie jak z nut. Przypadkowo akurat mieliście kartkę i zajrzeliście do mojego dziennika? No nie wydaje mi się. Idziecie za mną. Mam nadzieje że wasze domy stracą parę punktów za wasz wybryk.
Chciała nas już prowadzić kiedy przypomniała sobie o filiżance i jednym ruchem różdżki sprawiła że filiżanka była cała a po herbacie wylanej na ziemi nie było śladu. Zaczęła nasz ciągnąć przez korytarze do schodów. Za pomocą hasła schody zaczęły unosić się. Trafiliśmy do jego gabinetu. Stary mężczyzna spojrzał na nas z uniesioną brwią. Kobieta podeszła do niego i szepnęła mu coś. Jego brwi mówiły wszystko za niego. Miał je ściągnięte a wargi przygryzione. Najwyraźniej wpakowaliśmy się w coś w gorszego niż myśleliśmy. Odeszła od niego i wyszła z gabinetu. Zacmokał i pokręcił głową. Usiadł w swoim pokoju.
- Może ciasteczko? -spytał co było normalne u tego nauczyciela jednak mój wzrok był skierowany na feniksa. Mężczyzna zaśmiał się. -Śliczny. Czyż nie? Macie to szczęście bo już jest staruszką. Niedługo się spali a z jej popiołu wyłoni się ona sama po raz drugi.
- Nie to chciał pan powiedzieć -zauważył Cole a nauczyciel pokręcił głową.
- Będziecie zwolnieni z lekcji bo to rozmowa właśnie na tak długi okres czasowy. Wpierw więc powiedźcie co wiecie? -spytał. Gdy patrzyło się w jego czy nie można było kłamać.
- Severus uważa że wie coś czego nie powinieneś wiedzieć -powiedziałam a ten uniósł brwi. Nie byłam zwolenniczką przyznawania się do winy.- Mówił że utrzyma wszystko w należytym porządku. Za to profesor Minerwa mówiła coś o nie bezpieczeństwie. Potem ta kartka. Myśleliśmy że to jakiś przepis na eliksir. Czy chodzi o nowe razu które tutaj trafiły? O aniołów, herosów, wampirów, wilkołaków?
- Zapewne chodź jak sama wiesz to i ja nie wiem -powiedział -W końcu nie zostałem doinformowany... Wielka szkoda. No ale cóż takie jest życie. I wydaje mi się że będę musiał z Minervą pogadać i wy pójdziecie razem ze mną. W końcu to wy odkryliście kartkę. I nie martwcie się. Nie zjem was jak Severus.
<Cole?>
Od Alexandra CD Ro
- Jak miło- mruknąłem, przyjmując pozycję obronną. Czarnowłosa
wyciągnęła z kieszeni niewielki sztylet i rzuciła nim w pierwszego
gryfa. W mojej dłoni znalazła się nagle ognista kulka, którą cisnąłem w
samicę, która znalazła się niebezpiecznie blisko nas. Zwierzęta z hukiem
spadły na ziemię. Samiec, który przyleciał z południa wylądował kilka
metrów od nas i głośno ryknął. Oboje cofnęliśmy się do tyłu. Nagle do
głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Chodź tu- nakazałem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę. Westchnąłem i przesunąłem się w jej stronę.- Wezmę cię na barana, a ty ciśniesz w niego jeszcze jednym sztyletem.
- Problem w tym, że nie brałam ze sobą więcej broni- powiedziała powoli, wciąż patrząc na gryfa, który powoli kierował się do nas. Zakląłem pod nosem, po czym posłałem ognistą kulkę w stronę samca. Ten zaryczał i padł, niedaleko nas.
- Nie mogłeś tak od razu?- spytała z wyrzutem.- Po co kombinowałeś?
- Bo to zżera cholernie dużo energii, a poza tym to byłoby o wiele bardziej widowiskowe. Lubię spektakularne zakończenia.
Dziewczyna prychnęła z wyższością. Spojrzałem na nią kątem oka.
- Może się chociaż przedstawisz?- zapytałem. Brunetka przewróciła wymownie oczami, ale się odezwała:
- Mam na imię Roulette, ale mówią mi Ro. Zadowolony?
- Bardzo- odparłem, a moje usta rozszerzyły się w uśmiechu.- Jestem Alexander.
Ro nie odezwała się. Położyłem się na trawie i zacząłem nucić pod nosem piosenkę, na co Roulette żachnęła z irytacją.
- Nie mów, że nie potrafisz się wyluzować. W zamku zrobi się ciszej dopiero koło szesnastej, więc korzystaj z uroków lasu.
- Dopóki znów nas coś nie zaatakuje?
- Dokładnie.
<Ro?>
- Chodź tu- nakazałem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę. Westchnąłem i przesunąłem się w jej stronę.- Wezmę cię na barana, a ty ciśniesz w niego jeszcze jednym sztyletem.
- Problem w tym, że nie brałam ze sobą więcej broni- powiedziała powoli, wciąż patrząc na gryfa, który powoli kierował się do nas. Zakląłem pod nosem, po czym posłałem ognistą kulkę w stronę samca. Ten zaryczał i padł, niedaleko nas.
- Nie mogłeś tak od razu?- spytała z wyrzutem.- Po co kombinowałeś?
- Bo to zżera cholernie dużo energii, a poza tym to byłoby o wiele bardziej widowiskowe. Lubię spektakularne zakończenia.
Dziewczyna prychnęła z wyższością. Spojrzałem na nią kątem oka.
- Może się chociaż przedstawisz?- zapytałem. Brunetka przewróciła wymownie oczami, ale się odezwała:
- Mam na imię Roulette, ale mówią mi Ro. Zadowolony?
- Bardzo- odparłem, a moje usta rozszerzyły się w uśmiechu.- Jestem Alexander.
Ro nie odezwała się. Położyłem się na trawie i zacząłem nucić pod nosem piosenkę, na co Roulette żachnęła z irytacją.
- Nie mów, że nie potrafisz się wyluzować. W zamku zrobi się ciszej dopiero koło szesnastej, więc korzystaj z uroków lasu.
- Dopóki znów nas coś nie zaatakuje?
- Dokładnie.
<Ro?>
Od Roulette
Siedziałam na ziemi i bawiłam się ostrzem, przewracając je w dłoni. Nie przejmowałam się zbytnio coraz większą ilością zadrapań.
Powinnam była teraz siedzieć i uczyć się, a nie kapać krwią na książkę z zielarstwa. Nie miałam pojęcia jak wytłumaczę Madame Sprout to, że na moim podręczniku są czerwone plamy.
Było dosyć chłodno tego dnia. Jesień była bardzo blisko. Za niedługo kolorowe liście będą tańczyć przed moimi oczami, a krople wody zamoczą mój płaszcz zanim wyjdę wystarczająco daleko od szkoły.
Wzdrygnęłam się gdy kolejny zimny powiew powietrza pogłaskał mój kark i zahuczał głośno ciesząc się ze zrobionego mi dowcipu.
Położyłam się na podłożu i zaczęłam przyglądać się koronom drzew.
Nie przysłaniały całkowicie nieba, ale nadawały temu widokowi uroku. Czułam się tak, jakbym była tylko ja i ten widok. Ja i ta polana. Ja i ten las.
Ja i ten ktoś, kogo obecność właśnie poczułam. Poderwałam się szybko i stanęłam w pozycji bojowej.
< Dokończyłby ktoś? :3 >
Powinnam była teraz siedzieć i uczyć się, a nie kapać krwią na książkę z zielarstwa. Nie miałam pojęcia jak wytłumaczę Madame Sprout to, że na moim podręczniku są czerwone plamy.
Było dosyć chłodno tego dnia. Jesień była bardzo blisko. Za niedługo kolorowe liście będą tańczyć przed moimi oczami, a krople wody zamoczą mój płaszcz zanim wyjdę wystarczająco daleko od szkoły.
Wzdrygnęłam się gdy kolejny zimny powiew powietrza pogłaskał mój kark i zahuczał głośno ciesząc się ze zrobionego mi dowcipu.
Położyłam się na podłożu i zaczęłam przyglądać się koronom drzew.
Nie przysłaniały całkowicie nieba, ale nadawały temu widokowi uroku. Czułam się tak, jakbym była tylko ja i ten widok. Ja i ta polana. Ja i ten las.
Ja i ten ktoś, kogo obecność właśnie poczułam. Poderwałam się szybko i stanęłam w pozycji bojowej.
< Dokończyłby ktoś? :3 >
Szansy nie zmarnowała... Samantha! Witamy!
Zwierze: ---
Imię: Samantha Pi
Przydomek/Pseudonim: Często ją nazywają... Wróbel.
Sam, Sami - ale nie przepada za swoimi skrótami imienia.
Rasa: czarodziejka
Dom: Ravenclaw
Motto: Trochę tego jest... między innymi: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi."
Płeć: kobieta
Wiek: 17 lat
Pochodzenie: Kanada
Charakter: mądra, bystra, ambitna, spostrzegawcza, rozważna, pomocna, raczej małomówna przez co nie lubi jak jest za duże zamieszanie wokół jej osoby, spokojna, opanowana. Ma swój tok myślenia i jest tolerancyjna(xd). Raczej miła... ale czy jest sympatyczna to sam/a oceń. Umie postawić na swoim, rzadko kłamie(tylko w sprawie dobra ogółu), lubi samotność ale trochę towarzystwa nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Trochę skryta i zamknięta w sobie ale otwarta na nowe znajomości. Ma poczucie humoru i potrafi się "odgryźć".
Aparacja: Ma równe 170cm wzrostu, brązowe oczy, brązowe włosy, prawie niewidoczne piegi na nosie, jasną cerę. Jest szczupła. Skromnie się ubiera, kocha praktycznie wszystkie odcienie brązu(xd).
Sympatia: raczej... nie chce
Umiejętności specjalne: telekineza(czyli może poruszać/przesuwać przedmioty bez ich dotykania)
Umiejętności: ma bardzo dobry refleks, jest szybka, sprytna
Rodzina: nie wnikaj (XD)
Historia: No cóż... w jej życiu nic ciekawego się nie działo. Zawsze stała tak z boku(społeczności)... nawet jak odkryła że posiada moc telekinezy. Ona tak po prostu woli, nie lubi jak jest wokół niej za dużo ludzi i zamieszania. Chyba jedna z ciekawszych rzeczy które się wydarzyły to otrzymanie listu z zaproszeniem aby dołączyć do uczelni Hogward.
Steruje: Sylwia1
Inne zdjęcia: ---
Imię: Samantha Pi
Przydomek/Pseudonim: Często ją nazywają... Wróbel.
Sam, Sami - ale nie przepada za swoimi skrótami imienia.
Rasa: czarodziejka
Dom: Ravenclaw
Motto: Trochę tego jest... między innymi: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi."
Płeć: kobieta
Wiek: 17 lat
Pochodzenie: Kanada
Charakter: mądra, bystra, ambitna, spostrzegawcza, rozważna, pomocna, raczej małomówna przez co nie lubi jak jest za duże zamieszanie wokół jej osoby, spokojna, opanowana. Ma swój tok myślenia i jest tolerancyjna(xd). Raczej miła... ale czy jest sympatyczna to sam/a oceń. Umie postawić na swoim, rzadko kłamie(tylko w sprawie dobra ogółu), lubi samotność ale trochę towarzystwa nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Trochę skryta i zamknięta w sobie ale otwarta na nowe znajomości. Ma poczucie humoru i potrafi się "odgryźć".
Aparacja: Ma równe 170cm wzrostu, brązowe oczy, brązowe włosy, prawie niewidoczne piegi na nosie, jasną cerę. Jest szczupła. Skromnie się ubiera, kocha praktycznie wszystkie odcienie brązu(xd).
Sympatia: raczej... nie chce
Umiejętności specjalne: telekineza(czyli może poruszać/przesuwać przedmioty bez ich dotykania)
Umiejętności: ma bardzo dobry refleks, jest szybka, sprytna
Rodzina: nie wnikaj (XD)
Historia: No cóż... w jej życiu nic ciekawego się nie działo. Zawsze stała tak z boku(społeczności)... nawet jak odkryła że posiada moc telekinezy. Ona tak po prostu woli, nie lubi jak jest wokół niej za dużo ludzi i zamieszania. Chyba jedna z ciekawszych rzeczy które się wydarzyły to otrzymanie listu z zaproszeniem aby dołączyć do uczelni Hogward.
Steruje: Sylwia1
Inne zdjęcia: ---
Od Saphiry CD Jessicy
Kiedyś mieszkałam razem z moją matką - Samanthą w Londynie, wśród
Mugoli. Mój ojciec umarł jak jeszcze byłam niemowlęciem. Matka mówiła mi
że to był nieszczęśliwy wypadek... ale ja w to nie wierzyłam. Mimo że
posiadam umiejętność Retrokognicji nie potrafiłam wywołać to zdarzenie z
przeszłości aby się dowiedzieć prawdy.
Moja Matka i Ojciec pracowali w Ministerstwie Magii ale nie mówili mi nigdy czym tak dokładniej się zajmują. Gdy ich o to pytałam zawsze zmieniali temat. Można powiedzieć że ich nigdy nie było w domu. Z każdym rokiem oddalałam się od matki. Po paru latach nie mogłyśmy się w ogóle dogadać...
Często chodziłam na ulicę Pokątną. Lubiłam to miejsce. W szczególności Esy i Floresy. Jak miałam wolny czas to zawsze tam chodziłam i czytałam księgi. Czasami odwiedzałam również Magiczną Menażerię gdzie można było zakupić zwierzęta. Tam właśnie odkryłam że umiem rozmawiać ze zwierzętami. Poznałam tam przesympatycznego czarnego kota. Fajnie się z nim rozmawiało. Zwał się Lucky. Chciałam go kupić ale matka mi nie pozwoliła... szkoda...
Gdy miałam już 17 lat zdarzyło się coś czego nigdy się nie spodziewałam. Moja matka została zabita. Tak było i tak mi powiedzieli ludzie z ministerstwa. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam smutna i przygnębiona gdyż umarła mi jedyna bliska mi osoba, a z drugiej strony chciałam pomścić jej śmierć. Wydawało mi się że śmierć mojego ojca i mojej matki są ze sobą powiązane, ale to była i nadal jest tyko hipoteza.
Chcąc dorwać zabójce wyruszyłam w świat. Często prawie go miałam lecz zawsze zdołał mi uciec.
~~~~~~~~~~~~ wiele lat później ~~~~~~~~~~~~
Minęły lata a ja nadal nie zdołałam go złapać. Postanowiłam wrócić do mojego rodzinnego domu w Londynie. Stał tam jeszcze lecz zniszczony... weszłam do środka. Nikogo nie było. Nie dziwię się, kto by tam chciał mieszkać w takich ruinach. Na starych meblach zeżartych przez korniki leżała gruba warstwa kurzu. Weszłam po schodach na piętro. A raczej tylko tam zajrzałam. Było tam tak samo jak na dole. Zeszłam z powrotem. Zauważyłam jakąś zmianę... na półce leżał list a obok niego stała sowa. Podeszłam bliżej. Zabrałam kopertę w ręce. Przeczytałam do kogo jest ten list. No cóż, wyszło na to że to do mnie. Nie patrzałam nawet na adresata tylko otworzyłam kopertę zastanawiając się co tam może pisać. Okazało się że to list z Hogwartu. Nie spodziewałam się tego. Kiedy ja czytałam list, sowa odfrunęła.
Schowałam list do kieszeni i chciałam już wyjść gdy w wejściu zobaczyłam czarnego kota. Siedział i obserwował mnie swoimi złotymi oczami.
~ Witaj, nie pamiętasz mnie?
~ To ty? Lucky? ~ spytałam zdziwiona.
~ Tak.
~ Skąd wiedziałeś że tu będę?
~ Intuicja. ~ odpowiedział. ~ Widzę że dostałaś list z Hogwartu. Co zamierzasz? ~ spytał kot
~ Domyśl się. Idziesz ze mną na pokątną aby kupić odpowiednie rzeczy czy mam sama to zrobić?
~ Oj nie, teraz jak cie znalazłem to cie nie zostawię.
Uśmiechnęłam się lekko i razem z Lucky`m poszłam na Potokną. Jak ja tu dawno nie byłam... a tak niewiele się zmieniło. Wyjęłam list z Hogwartu gdzie też była lista rzeczy które trzeba było zakupić. Zaczęłam chodzić z sklepu do sklepu. Nie miałam nic z tej listy oprócz różdżki. Po jakiejś godzinie chodzenia po sklepach miałam już wszystko i byłam gotowa. Nagle sobie coś przypomniałam.
~ Lucky... nie mogę cię zabrać... wybacz.
~ M-U-S-I-S-Z. Nie odpuszczę. ~ stwierdził stanowczo.
~ Ale nie mogę i tyle. Nie rozumiesz?
~ Boże... a czy muszą inni o tym wiedzieć?
~ Co ty wygadujesz, a jak się dowiedzą?
~ To powiesz że nie wiesz czyj to kot. ~ powiedział
~ Śmieszne...
Usiłowałam mu to wytłumaczyć... przekonać ale on swoje. Nie dało się inaczej... wsadziłam kocura do walizki, a żeby się nie udusił nie zasunęłam jej do końca. I tak w końcu z walizką w której chciałam przemycić kota dotarłam na peron 9¾. No cóż. Zdążyłam. Wsiadłam do pociągu i trafiłam na przedział gdzie był jakiś chłopak. Usiadałam.
Nie zdążyłam nic do niego powiedzieć bo wtem weszła jakaś dziewczyna o długich brązowych włosach i jasnej karnacji.
- Hej - powiedziała i usiadła obok mnie.
- Hej, jestem Saphira, Saphira Hitch a ty?
- Jessica Wolf.
< Jessica? >
Moja Matka i Ojciec pracowali w Ministerstwie Magii ale nie mówili mi nigdy czym tak dokładniej się zajmują. Gdy ich o to pytałam zawsze zmieniali temat. Można powiedzieć że ich nigdy nie było w domu. Z każdym rokiem oddalałam się od matki. Po paru latach nie mogłyśmy się w ogóle dogadać...
Często chodziłam na ulicę Pokątną. Lubiłam to miejsce. W szczególności Esy i Floresy. Jak miałam wolny czas to zawsze tam chodziłam i czytałam księgi. Czasami odwiedzałam również Magiczną Menażerię gdzie można było zakupić zwierzęta. Tam właśnie odkryłam że umiem rozmawiać ze zwierzętami. Poznałam tam przesympatycznego czarnego kota. Fajnie się z nim rozmawiało. Zwał się Lucky. Chciałam go kupić ale matka mi nie pozwoliła... szkoda...
Gdy miałam już 17 lat zdarzyło się coś czego nigdy się nie spodziewałam. Moja matka została zabita. Tak było i tak mi powiedzieli ludzie z ministerstwa. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam smutna i przygnębiona gdyż umarła mi jedyna bliska mi osoba, a z drugiej strony chciałam pomścić jej śmierć. Wydawało mi się że śmierć mojego ojca i mojej matki są ze sobą powiązane, ale to była i nadal jest tyko hipoteza.
Chcąc dorwać zabójce wyruszyłam w świat. Często prawie go miałam lecz zawsze zdołał mi uciec.
~~~~~~~~~~~~ wiele lat później ~~~~~~~~~~~~
Minęły lata a ja nadal nie zdołałam go złapać. Postanowiłam wrócić do mojego rodzinnego domu w Londynie. Stał tam jeszcze lecz zniszczony... weszłam do środka. Nikogo nie było. Nie dziwię się, kto by tam chciał mieszkać w takich ruinach. Na starych meblach zeżartych przez korniki leżała gruba warstwa kurzu. Weszłam po schodach na piętro. A raczej tylko tam zajrzałam. Było tam tak samo jak na dole. Zeszłam z powrotem. Zauważyłam jakąś zmianę... na półce leżał list a obok niego stała sowa. Podeszłam bliżej. Zabrałam kopertę w ręce. Przeczytałam do kogo jest ten list. No cóż, wyszło na to że to do mnie. Nie patrzałam nawet na adresata tylko otworzyłam kopertę zastanawiając się co tam może pisać. Okazało się że to list z Hogwartu. Nie spodziewałam się tego. Kiedy ja czytałam list, sowa odfrunęła.
Schowałam list do kieszeni i chciałam już wyjść gdy w wejściu zobaczyłam czarnego kota. Siedział i obserwował mnie swoimi złotymi oczami.
~ Witaj, nie pamiętasz mnie?
~ To ty? Lucky? ~ spytałam zdziwiona.
~ Tak.
~ Skąd wiedziałeś że tu będę?
~ Intuicja. ~ odpowiedział. ~ Widzę że dostałaś list z Hogwartu. Co zamierzasz? ~ spytał kot
~ Domyśl się. Idziesz ze mną na pokątną aby kupić odpowiednie rzeczy czy mam sama to zrobić?
~ Oj nie, teraz jak cie znalazłem to cie nie zostawię.
Uśmiechnęłam się lekko i razem z Lucky`m poszłam na Potokną. Jak ja tu dawno nie byłam... a tak niewiele się zmieniło. Wyjęłam list z Hogwartu gdzie też była lista rzeczy które trzeba było zakupić. Zaczęłam chodzić z sklepu do sklepu. Nie miałam nic z tej listy oprócz różdżki. Po jakiejś godzinie chodzenia po sklepach miałam już wszystko i byłam gotowa. Nagle sobie coś przypomniałam.
~ Lucky... nie mogę cię zabrać... wybacz.
~ M-U-S-I-S-Z. Nie odpuszczę. ~ stwierdził stanowczo.
~ Ale nie mogę i tyle. Nie rozumiesz?
~ Boże... a czy muszą inni o tym wiedzieć?
~ Co ty wygadujesz, a jak się dowiedzą?
~ To powiesz że nie wiesz czyj to kot. ~ powiedział
~ Śmieszne...
Usiłowałam mu to wytłumaczyć... przekonać ale on swoje. Nie dało się inaczej... wsadziłam kocura do walizki, a żeby się nie udusił nie zasunęłam jej do końca. I tak w końcu z walizką w której chciałam przemycić kota dotarłam na peron 9¾. No cóż. Zdążyłam. Wsiadłam do pociągu i trafiłam na przedział gdzie był jakiś chłopak. Usiadałam.
Nie zdążyłam nic do niego powiedzieć bo wtem weszła jakaś dziewczyna o długich brązowych włosach i jasnej karnacji.
- Hej - powiedziała i usiadła obok mnie.
- Hej, jestem Saphira, Saphira Hitch a ty?
- Jessica Wolf.
< Jessica? >
Szansy nie zmarnowała...Saphira! Witamy!
Zwierze: ciiiii...
Imię: Saphira Hitch
Przydomek/Pseudonim: Safi
Rasa: czarownica
Dom: Gryffindor
Motto: Alea iacta est - Kości zostały rzucone
Płeć: kobieta
Wiek: 220(nie starzeje się odkąd ukończyła 17 lat)
Pochodzenie: Anglia
Charakter: Kiedyś była wiecznie uśmiechnięta, uprzejma... inna niż teraz. Życie nauczyło ją wielu rzeczy w tym ostrożności i odwagi której trzeba aby pokonać przeciwności losu. Rzadko się uśmiecha, jest raczej osobą preferującą samotność, a jej najlepszymi przyjaciółmi są książki i zwierzęta. Sarkastyczna, czasami szczera aż do bólu. Nie rzuca słów na wiatr ani nie nabija się z innych. Mino iż lubi pobyć sama, chętnie pomoże innym w ich problemach. Często bywa w nieodpowiednich miejscach w nieodpowiednim czasie przez co wpada w kłopoty.
Aparacja: Duże, złote oczy | długie, blond włosy | jasna karnacja |175cm | pierścień z herbem jej rodu | znamię w kształcie smoka na lewej łopatce | szczupła | zgrabna | lubi zwierzęta | w samotności nuci |
Sympatia: No cóż... zobaczymy
Umiejętności specjalne:
~ Rozumie mowę zwierząt/magicznych stworzeń.
~ Retrokognicja (łac. retrocognitio) − odmiana jasnowidzenia umożliwiająca widzenie zdarzeń przeszłych.
~ Telepatia
Umiejętności: Zwinna, silna, sprytna, inteligentna, dobrze jej idzie na miotle. Przepada za OPCM i Transmutacją. Umie rozpoznać jak ktoś kłamie.
Rodzina:
Ojciec - Jack Hitch <nie żyje>
Matka - Samantha Hitch <nie żyje>
Historia: Kiedyś żyła spokojnie w Londynie razem z rodzicami, lecz do czasu. W pierw los odebrał jej ojca kiedy jeszcze była dzieckiem. Matka mówiła jej ze to był nieszczęśliwy wypadek lecz ona w to nie wierzyła. Gdy ukończyła 17 lat zamordowano jej matkę. W tedy opuściła rodzinny dom i przyrzekła sobie że kiedyś znajdzie zabójców rodziców, ale jak do tond jeszcze tego nie dokonała. Po wielu latach wróciła do Londynu by odwiedzić stary dom...w tedy właśnie dostała list z Hogwartu.
Steruje: JULKA2000
Inne zdjęcia:
brak
Imię: Saphira Hitch
Przydomek/Pseudonim: Safi
Rasa: czarownica
Dom: Gryffindor
Motto: Alea iacta est - Kości zostały rzucone
Płeć: kobieta
Wiek: 220(nie starzeje się odkąd ukończyła 17 lat)
Pochodzenie: Anglia
Charakter: Kiedyś była wiecznie uśmiechnięta, uprzejma... inna niż teraz. Życie nauczyło ją wielu rzeczy w tym ostrożności i odwagi której trzeba aby pokonać przeciwności losu. Rzadko się uśmiecha, jest raczej osobą preferującą samotność, a jej najlepszymi przyjaciółmi są książki i zwierzęta. Sarkastyczna, czasami szczera aż do bólu. Nie rzuca słów na wiatr ani nie nabija się z innych. Mino iż lubi pobyć sama, chętnie pomoże innym w ich problemach. Często bywa w nieodpowiednich miejscach w nieodpowiednim czasie przez co wpada w kłopoty.
Aparacja: Duże, złote oczy | długie, blond włosy | jasna karnacja |175cm | pierścień z herbem jej rodu | znamię w kształcie smoka na lewej łopatce | szczupła | zgrabna | lubi zwierzęta | w samotności nuci |
Sympatia: No cóż... zobaczymy
Umiejętności specjalne:
~ Rozumie mowę zwierząt/magicznych stworzeń.
~ Retrokognicja (łac. retrocognitio) − odmiana jasnowidzenia umożliwiająca widzenie zdarzeń przeszłych.
~ Telepatia
Umiejętności: Zwinna, silna, sprytna, inteligentna, dobrze jej idzie na miotle. Przepada za OPCM i Transmutacją. Umie rozpoznać jak ktoś kłamie.
Rodzina:
Ojciec - Jack Hitch <nie żyje>
Matka - Samantha Hitch <nie żyje>
Historia: Kiedyś żyła spokojnie w Londynie razem z rodzicami, lecz do czasu. W pierw los odebrał jej ojca kiedy jeszcze była dzieckiem. Matka mówiła jej ze to był nieszczęśliwy wypadek lecz ona w to nie wierzyła. Gdy ukończyła 17 lat zamordowano jej matkę. W tedy opuściła rodzinny dom i przyrzekła sobie że kiedyś znajdzie zabójców rodziców, ale jak do tond jeszcze tego nie dokonała. Po wielu latach wróciła do Londynu by odwiedzić stary dom...w tedy właśnie dostała list z Hogwartu.
Steruje: JULKA2000
Inne zdjęcia:
brak
czwartek, 28 sierpnia 2014
Od Elizabeth CD Camiry
- Nie jest aż tak źle - powiedziałam z uśmiechem. Jedzenie pojawiło sie na stołach więc zaczęłyśmy jeśc. Wszystko było pyszne!
Po posiłku prefekt zaprowadził wszystkich pierwszaków(w tym mnię i Camirę) do pokoju wspólnego naszego domu. Powiedział nam wszystko, co powinniśmy wiedziec. Czyli na przykład to, że aby dostac się do domu musimy poprawnie odpowiedziec na pytanie zadane przez orła z kołatki.
Nasze bagaże czekały już w sypialniach. Łóżko moje i Camiry były obok siebie. Rozpakowałyśmy się rozmawiając przy tym. Gdy skończyłam usiadłam na brzegu swojego łóżka. Camira skończyła zaraz po mnie.
<Camira?>
Po posiłku prefekt zaprowadził wszystkich pierwszaków(w tym mnię i Camirę) do pokoju wspólnego naszego domu. Powiedział nam wszystko, co powinniśmy wiedziec. Czyli na przykład to, że aby dostac się do domu musimy poprawnie odpowiedziec na pytanie zadane przez orła z kołatki.
Nasze bagaże czekały już w sypialniach. Łóżko moje i Camiry były obok siebie. Rozpakowałyśmy się rozmawiając przy tym. Gdy skończyłam usiadłam na brzegu swojego łóżka. Camira skończyła zaraz po mnie.
<Camira?>
Szansy nie zmarnowal..Daniel! Witamy!
Zwierze: brak
Imię: Daniel
Przydomek/Pseudonim: Day
Rasa: Heros
Dom: Ravenclaw
Motto: "Jestem niezgodny i nie można mnie kontrolować."
Płeć: mezczyzna
Wiek: 235
Pochodzenie: Estonia
Charakter: złowiek tryskający życiem; dostrzegamy jego urokliwe poczucie humoru i bezkonfliktowe usposobienie.Dobry chłopak z poczuciem humoru.Dekadencki amant.
Aparacja: Jest wysoki i dobrze zbudowany.Jego cera jest jasna. Ma brązowe, krótkie włosy. Oczy ma w kolorze oceanu.
Sympatia: szuka
Umiejętności specjalne: władanie wodą(w tym kontrla nad ludżmi bo są złożeni w 75% z wody ), latanie, telekineza
Umiejętności: Szybko sie uczyi ma bardzo dobrą pamięć. Potrafi logicznie myśleć. Świetnie włada mieczem i trójzębem. Dobrze pływa i długo wytrzymuje pod wodą.
Rodzina: ojciec- Posejdon , matka- Julie młodszy brat - Eustachy
Historia: Wychował sie pod opieką matki, któea miała problem z nałogiem po odejściu mojego ojca. Gdy poznała Filemona urodziła mu młodszego brata. Niestety nie dbała o niego i musiał sie nim opiekować. Dzięki temu stał sie odpowiedzialny. Spragniony matczynej miłości poszukuje jej teraz u innych dziewczyn.
Steruje: ZiomEustachy
Imię: Daniel
Przydomek/Pseudonim: Day
Rasa: Heros
Dom: Ravenclaw
Motto: "Jestem niezgodny i nie można mnie kontrolować."
Płeć: mezczyzna
Wiek: 235
Pochodzenie: Estonia
Charakter: złowiek tryskający życiem; dostrzegamy jego urokliwe poczucie humoru i bezkonfliktowe usposobienie.Dobry chłopak z poczuciem humoru.Dekadencki amant.
Aparacja: Jest wysoki i dobrze zbudowany.Jego cera jest jasna. Ma brązowe, krótkie włosy. Oczy ma w kolorze oceanu.
Sympatia: szuka
Umiejętności specjalne: władanie wodą(w tym kontrla nad ludżmi bo są złożeni w 75% z wody ), latanie, telekineza
Umiejętności: Szybko sie uczyi ma bardzo dobrą pamięć. Potrafi logicznie myśleć. Świetnie włada mieczem i trójzębem. Dobrze pływa i długo wytrzymuje pod wodą.
Rodzina: ojciec- Posejdon , matka- Julie młodszy brat - Eustachy
Historia: Wychował sie pod opieką matki, któea miała problem z nałogiem po odejściu mojego ojca. Gdy poznała Filemona urodziła mu młodszego brata. Niestety nie dbała o niego i musiał sie nim opiekować. Dzięki temu stał sie odpowiedzialny. Spragniony matczynej miłości poszukuje jej teraz u innych dziewczyn.
Steruje: ZiomEustachy
Od Cole'a CD Effie
Za minutę zaczynała się kolejna lekcja a ja nadal szedłem z Effie do
pielęgniarki. Słyszałem już jak nauczycielka krzyczy na mnie za
spóźnienie. Oczywiście cała wina spadnie na mnie bo to nie ja miałem
zwolnienie z połowy tamtej lekcji… Pewnie dostanę jeszcze jakieś zadanie
za kare albo każą mi zostać po lekcjach by odpracować i to jakoś mi się
nie uśmiechało. Dlatego nie miałem wyboru, musiałem biec.
- Okej, okej – dziewczyna szarpnęła swój nadgarstek, uwalniając się z mojego uścisku – To tutaj.
- Nareszcie – westchnąłem – Dojdziesz do pielęgniarki?
Effie popatrzyła na mnie z pod brwi.
- Nie jestem jeszcze tak ślepa, żeby nie zauważyć, że drzwi są przede mną.
Zaśmiałem się.
- To było pytanie retoryczne – odparłem zawracają.
Dziewczyna popatrzyła na mnie tym swoim obojętnym wzrokiem i weszła do środka. Ja też musiałem się pośpieszyć, bo już z niektórych klas wychodzili uczniowie.
- Cole…!
Natychmiastowo obróciłem głowę by spojrzeć na tego kto powiedział moje imię.
Zza drzwi z napisem „pielęgniarka” wychyliła się głowa Effie i jej czarne włosy. Wskazała mi ręką abym do niej przyszedł. Nie miałem na to czasu ale jak zwykle ciekawość zwyciężyła.
- O co chodzi? – zapytałem pośpiesznie.
- Spójrz – otworzyła drzwi na oścież.
Moim oczom ukazał się mały pokój pomalowany białą farbą. Na ścianie wisiał wielki zegar, który cicho tykał a w kącie stał manekin kościotrupa. Po drugiej stronie znajdowało się żelazne biurko i dwa proste krzesła.
- No tak…Jest pokój…dość biały… - popatrzyłem na nią nie rozumiejąc – I co w związku z tym?
- Eh –Dziewczyna weszła do środka – Czy nie wydaje ci się czy czegoś tu brakuje…? – popatrzyła na mnie z ironicznym uśmieszkiem.
- Pielęgniarki?
- Brawo! Nie no, jakiś ty zdolny! – podniosła ręce do góry.
- Też się cieszę. Ale ja się śpieszę na lekcję a ty miałaś być tutaj. Więc już jesteś i czuję, że moje zadanie zostało wykonane – ruszyłem w stronę wyjścia.
- Cole
Zamknąłem oczy i próbując być opanowanym ponownie się odwróciłem.
- Czego panienka sobie życzy? – zapytałem, wymuszając uśmiech.
- Pokaż tą kartkę, którą znalazłeś – zaczęła.
- Mówiłaś, że nie chcesz się w to wtrącać więc po co ci to teraz?
- Po prostu mi to daj – podeszła do mnie.
- A jak nie chcę – zacząłem się z nią drażnić.
Effie postawiła przede mną otwartą dłoń.
- Na chwilę.
Niechętnie wyjąłem z kieszeni zgięty papier i podałem dziewczynie. Ona rozprostowała go i podeszła do biurka.
- Co chcesz z tym zrobić? – podszedłem i usiadłem na krześle przy biurku.
- Popatrz – wskazała mi dziennik, z którego wyrwana była jedna strona, po czym przyłożyła tam kawałek papieru – Pasuje.
- Ale po co nasza wicedyrektorka miałaby wyrwać kartkę z zeszytu pielęgniarki? – popatrzyłem na nią niepewnie.
- To wygląda jak jakiś przepis – zignorowała moją wcześniejszą wypowiedź.
- Przepis na co?
- A co ja wszechwiedząca?! – skarciła mnie wzrokiem.
Znów spojrzała na dziennik.
- Nie umiem przeczytać tego co tu napisała…Nie wiem też czy powinnam to czytać. To jest napisane w innym języku.
- Możliwe, że w bibliotece szkolnej moglibyśmy to rozszyfrować – wziąłem w dłonie aksamitny papier.
Dziewczyna na chwilę się zamyśliła.
- Ja nie wiem. Nie wiem czy to dobry pomysł. Powinnam chyba pójść z tobą już na lekcje – wstała z krzesła.
- I chcesz to tak wszystko zostawić? – popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
- Mówiłam ci już. Z tego będą tylko niepotrzebne mi problemy.
- I tak chcę to sprawdzić – schowałem kartkę znów do kieszeni.
- To jest głupie, Cole! Po co mamy się w to mieszać. My mamy swoje obowiązki a nauczyciele swoje problemy więc po co robić z kota widły. A i tak ja…
Wtedy drzwi od sali się otworzyły. Przed nami pojawiła się kobieta z burzą loków na głowie. Można było poznać, że jest to pielęgniarka.
- Co wy tu robicie? – Z jej twarzy zszedł uśmiech.
Zauważyłem jak przestraszonym wzrokiem ucieka do otwartego zeszytu. W tym momencie z rąk spadła jej filiżanka kawy, która rozbiła się z hukiem o podłogę.
Ja i Effie popatrzyliśmy się na siebie. Tym razem nam się nie upiekło.
<Effie?>
- Okej, okej – dziewczyna szarpnęła swój nadgarstek, uwalniając się z mojego uścisku – To tutaj.
- Nareszcie – westchnąłem – Dojdziesz do pielęgniarki?
Effie popatrzyła na mnie z pod brwi.
- Nie jestem jeszcze tak ślepa, żeby nie zauważyć, że drzwi są przede mną.
Zaśmiałem się.
- To było pytanie retoryczne – odparłem zawracają.
Dziewczyna popatrzyła na mnie tym swoim obojętnym wzrokiem i weszła do środka. Ja też musiałem się pośpieszyć, bo już z niektórych klas wychodzili uczniowie.
- Cole…!
Natychmiastowo obróciłem głowę by spojrzeć na tego kto powiedział moje imię.
Zza drzwi z napisem „pielęgniarka” wychyliła się głowa Effie i jej czarne włosy. Wskazała mi ręką abym do niej przyszedł. Nie miałem na to czasu ale jak zwykle ciekawość zwyciężyła.
- O co chodzi? – zapytałem pośpiesznie.
- Spójrz – otworzyła drzwi na oścież.
Moim oczom ukazał się mały pokój pomalowany białą farbą. Na ścianie wisiał wielki zegar, który cicho tykał a w kącie stał manekin kościotrupa. Po drugiej stronie znajdowało się żelazne biurko i dwa proste krzesła.
- No tak…Jest pokój…dość biały… - popatrzyłem na nią nie rozumiejąc – I co w związku z tym?
- Eh –Dziewczyna weszła do środka – Czy nie wydaje ci się czy czegoś tu brakuje…? – popatrzyła na mnie z ironicznym uśmieszkiem.
- Pielęgniarki?
- Brawo! Nie no, jakiś ty zdolny! – podniosła ręce do góry.
- Też się cieszę. Ale ja się śpieszę na lekcję a ty miałaś być tutaj. Więc już jesteś i czuję, że moje zadanie zostało wykonane – ruszyłem w stronę wyjścia.
- Cole
Zamknąłem oczy i próbując być opanowanym ponownie się odwróciłem.
- Czego panienka sobie życzy? – zapytałem, wymuszając uśmiech.
- Pokaż tą kartkę, którą znalazłeś – zaczęła.
- Mówiłaś, że nie chcesz się w to wtrącać więc po co ci to teraz?
- Po prostu mi to daj – podeszła do mnie.
- A jak nie chcę – zacząłem się z nią drażnić.
Effie postawiła przede mną otwartą dłoń.
- Na chwilę.
Niechętnie wyjąłem z kieszeni zgięty papier i podałem dziewczynie. Ona rozprostowała go i podeszła do biurka.
- Co chcesz z tym zrobić? – podszedłem i usiadłem na krześle przy biurku.
- Popatrz – wskazała mi dziennik, z którego wyrwana była jedna strona, po czym przyłożyła tam kawałek papieru – Pasuje.
- Ale po co nasza wicedyrektorka miałaby wyrwać kartkę z zeszytu pielęgniarki? – popatrzyłem na nią niepewnie.
- To wygląda jak jakiś przepis – zignorowała moją wcześniejszą wypowiedź.
- Przepis na co?
- A co ja wszechwiedząca?! – skarciła mnie wzrokiem.
Znów spojrzała na dziennik.
- Nie umiem przeczytać tego co tu napisała…Nie wiem też czy powinnam to czytać. To jest napisane w innym języku.
- Możliwe, że w bibliotece szkolnej moglibyśmy to rozszyfrować – wziąłem w dłonie aksamitny papier.
Dziewczyna na chwilę się zamyśliła.
- Ja nie wiem. Nie wiem czy to dobry pomysł. Powinnam chyba pójść z tobą już na lekcje – wstała z krzesła.
- I chcesz to tak wszystko zostawić? – popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
- Mówiłam ci już. Z tego będą tylko niepotrzebne mi problemy.
- I tak chcę to sprawdzić – schowałem kartkę znów do kieszeni.
- To jest głupie, Cole! Po co mamy się w to mieszać. My mamy swoje obowiązki a nauczyciele swoje problemy więc po co robić z kota widły. A i tak ja…
Wtedy drzwi od sali się otworzyły. Przed nami pojawiła się kobieta z burzą loków na głowie. Można było poznać, że jest to pielęgniarka.
- Co wy tu robicie? – Z jej twarzy zszedł uśmiech.
Zauważyłem jak przestraszonym wzrokiem ucieka do otwartego zeszytu. W tym momencie z rąk spadła jej filiżanka kawy, która rozbiła się z hukiem o podłogę.
Ja i Effie popatrzyliśmy się na siebie. Tym razem nam się nie upiekło.
<Effie?>
Od Camiry CD Elizabeth
-Ja wiem?Moim zdaniem nie wyróżniają się zbyt wielką inteligencją.No
może niektóre.Nikt z mojej rodziny nie był w Ravenclawie.Jestem pierwsza
i cieszę się.Hufflepuff to nie moje klimaty.Ale zato mamy cenną
umiejętność.Mogę zmienić się w jakieś zwierzę,lub zmienić wygląd.
Zmieniłam się na chwilę,a potem wróciłam do mojej poprzedniej postaci.
-A to twoja główna postać?-spytała znajoma
-Nie.Mimo wszystko wile może wyglądają Ok,ale nasza pierwotna postać nie jest urocza.Mi się podoba,ale ludzie reagują bardzo różnie
Sama widzisz odpowiedziałam i lekko trąciłam ogon ryby w moich włosach.Ja ją lubię,ale wyglądam w niej strasznie.
<Elizabeth?>
Zmieniłam się na chwilę,a potem wróciłam do mojej poprzedniej postaci.
-A to twoja główna postać?-spytała znajoma
-Nie.Mimo wszystko wile może wyglądają Ok,ale nasza pierwotna postać nie jest urocza.Mi się podoba,ale ludzie reagują bardzo różnie
Sama widzisz odpowiedziałam i lekko trąciłam ogon ryby w moich włosach.Ja ją lubię,ale wyglądam w niej strasznie.
<Elizabeth?>
środa, 27 sierpnia 2014
Od Effie CD Cole'a
- Właśnie mnie się wydaje że to nie będzie miało tego szczęśliwego zakończenia ...-powiedziałam -Zapewne jak tylko zorientuje się że karteczka jej wypadła to albo wzruszy ramionami albo wpadnie w furie. A jak się dowie że to ty a co najgorzej że może jeszcze mnie o to oskarżyć wtedy to cię zabiję bez wahania.
- Nie dasz rady -zaśmiał się i spojrzał na mnie. Moja ciekawość była straszliwa i to naprawdę. Spoglądałam na jego kieszeń gdzie znajdowała się karteczka. -Jak widzę sama się pchasz do tego abyś i ty była w to wmieszana. Ciekawi cię co jest na karteczce i powiem że raczej nic co by cię interesowało.
- A może jednak... -spojrzałam na niego ale po części miał rację. Sama się pchałam do tego aby być wmieszana. Przymknęłam się.
Znów ruszyliśmy w stronę Skrzydła szpitalnego. Cisza jak makiem zasiał w końcu były lekcje. Jednak ja nie zamierzałam iść do skrzydła. Szybko zmieniłam kierunek naszej wyprawy. Chłopak to zauważył jednak nic nie mówił. Zamiast iść wyżej do wież wyszliśmy na dwór. Odetchnęłam powietrzem. Tak bardzo tego brakuje w czterech ścianach. Spojrzałam na chłopaka i wyciągnęłam w jego stronę różdżkę wcelowując prosto w niego. Miał rację nie zrobiła bym mu krzywdy bo po co? Z resztą miała bym trupa na karku ale moja ciekawość była silniejsza. Chłopak co zabawne zaśmiał się.
- Wylądujesz w szpitalu jak we mnie trafisz -zaśmiał się. -I jak tak bardzo chcesz kartkę to poproś. Chyba że nie umiesz. Powiedz "Proszę podaj mi karteczkę". Mogę ci przeliterować proszę żeby było ci łatwiej.
Zgromiłam go wzrokiem. Ja nie przepraszam. Odwróciłam się napięcie i pobiegłam przed siebie jak najdalej. Nawet jeśli to oznacza bieg to zakazanego lasu. Z resztą nie raz tam uciekałam. Kiedy miałam przekroczyć próg i wtargnąć do zakazanego lasu poczułam silną dłoń chwytającą mnie za nadgarstek.
- To nie jest za mądre -przyznał. Nie musiał mnie gonić a jednak to zrobił.
- Nie mądre było by skakać na główkę do płytkiego baseny, suszyć włosy w wannie, wpychanie widelca do kontaktu a to nie jest niemądre. To jest ucieczka od rzeczywistości -powiedziałam -Nie raz tam szłam kiedy wysyłali mnie do skrzydła szpitalnego. Bo chodź wiedzieli co mi jest i tak mnie wysyłali to tej starej baby.
- Czyli tak naprawdę nigdy nie poszłaś do skrzydła szpitalnego kiedy cię o to prosili? -zaśmiał się lecz nie rozluźnił uścisku. To było irytujące.
-Tylko raz kiedy to profesor Snape sam mnie odprowadził pod same drzwi. -prychnęłam. -Zauważył że zazwyczaj kiedy "idę" do pielęgniarki to zazwyczaj nie idę tylko siedzę tu. To przez niego dostałam "wyjca" od rodziców którzy zamiast się na mnie wydrzeć powiedzieli że jestem ich kochaną córeczką i żebym się nie przejmowała bo oni w tym wieku wchodzili w głąb zakazanego lasu by poczuć na sobie ten strach.
- Zapewne też ślizgoni. Jednak ja zostałem poproszony o zaprowadzenie cię do skrzydła szpitalnego a nie zakazanego lasu. Tak więc ja nie chcę mieć kłopotów a jeśli cię nie zaprowadzę to będę mieć. Tak więc idziemy.-powiedział. Po raz setny zmroziłam go wzrokiem.
- Nie będziesz mi rozkazywał. Do tego ja się stąd nie ruszę. -założyłam ręce lecz co innego przyszło mi do głowy. -Jak mnie tam zaprowadzisz to ja powiem o karteczce!
- No, może od razu się przyznaj że podsłuchiwałaś razem ze mną -prychnął.
Westchnęłam było 2 : 1 czyli jednak musiałam pójść do pielęgniarki która mi powie że to albo od "nieodpowiedniej diety" lub "niewyspania". No ale ja nie robię imprez nie to co moje współlokatorki. Nie raz przez nie musiałam spać w wierzy astronomicznej... Zimno ale jednak ładne widoki w szczególności kiedy jest noc meteorytów i tak wiele ich spada. Spojrzałam na niego. Specjalnie dla niego zaczęłam iść powoli lecz tym razem to on zaczął biec. Jesteśmy jak ogień i woda. Niedobrani. Ciągle mnie ciekawiło co było na tej karteczce. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to że zmusił mnie do biegu. W końcu mój biedny nadgarstek był uwięziony w jego dłoni.
<Cole?>
- Nie dasz rady -zaśmiał się i spojrzał na mnie. Moja ciekawość była straszliwa i to naprawdę. Spoglądałam na jego kieszeń gdzie znajdowała się karteczka. -Jak widzę sama się pchasz do tego abyś i ty była w to wmieszana. Ciekawi cię co jest na karteczce i powiem że raczej nic co by cię interesowało.
- A może jednak... -spojrzałam na niego ale po części miał rację. Sama się pchałam do tego aby być wmieszana. Przymknęłam się.
Znów ruszyliśmy w stronę Skrzydła szpitalnego. Cisza jak makiem zasiał w końcu były lekcje. Jednak ja nie zamierzałam iść do skrzydła. Szybko zmieniłam kierunek naszej wyprawy. Chłopak to zauważył jednak nic nie mówił. Zamiast iść wyżej do wież wyszliśmy na dwór. Odetchnęłam powietrzem. Tak bardzo tego brakuje w czterech ścianach. Spojrzałam na chłopaka i wyciągnęłam w jego stronę różdżkę wcelowując prosto w niego. Miał rację nie zrobiła bym mu krzywdy bo po co? Z resztą miała bym trupa na karku ale moja ciekawość była silniejsza. Chłopak co zabawne zaśmiał się.
- Wylądujesz w szpitalu jak we mnie trafisz -zaśmiał się. -I jak tak bardzo chcesz kartkę to poproś. Chyba że nie umiesz. Powiedz "Proszę podaj mi karteczkę". Mogę ci przeliterować proszę żeby było ci łatwiej.
Zgromiłam go wzrokiem. Ja nie przepraszam. Odwróciłam się napięcie i pobiegłam przed siebie jak najdalej. Nawet jeśli to oznacza bieg to zakazanego lasu. Z resztą nie raz tam uciekałam. Kiedy miałam przekroczyć próg i wtargnąć do zakazanego lasu poczułam silną dłoń chwytającą mnie za nadgarstek.
- To nie jest za mądre -przyznał. Nie musiał mnie gonić a jednak to zrobił.
- Nie mądre było by skakać na główkę do płytkiego baseny, suszyć włosy w wannie, wpychanie widelca do kontaktu a to nie jest niemądre. To jest ucieczka od rzeczywistości -powiedziałam -Nie raz tam szłam kiedy wysyłali mnie do skrzydła szpitalnego. Bo chodź wiedzieli co mi jest i tak mnie wysyłali to tej starej baby.
- Czyli tak naprawdę nigdy nie poszłaś do skrzydła szpitalnego kiedy cię o to prosili? -zaśmiał się lecz nie rozluźnił uścisku. To było irytujące.
-Tylko raz kiedy to profesor Snape sam mnie odprowadził pod same drzwi. -prychnęłam. -Zauważył że zazwyczaj kiedy "idę" do pielęgniarki to zazwyczaj nie idę tylko siedzę tu. To przez niego dostałam "wyjca" od rodziców którzy zamiast się na mnie wydrzeć powiedzieli że jestem ich kochaną córeczką i żebym się nie przejmowała bo oni w tym wieku wchodzili w głąb zakazanego lasu by poczuć na sobie ten strach.
- Zapewne też ślizgoni. Jednak ja zostałem poproszony o zaprowadzenie cię do skrzydła szpitalnego a nie zakazanego lasu. Tak więc ja nie chcę mieć kłopotów a jeśli cię nie zaprowadzę to będę mieć. Tak więc idziemy.-powiedział. Po raz setny zmroziłam go wzrokiem.
- Nie będziesz mi rozkazywał. Do tego ja się stąd nie ruszę. -założyłam ręce lecz co innego przyszło mi do głowy. -Jak mnie tam zaprowadzisz to ja powiem o karteczce!
- No, może od razu się przyznaj że podsłuchiwałaś razem ze mną -prychnął.
Westchnęłam było 2 : 1 czyli jednak musiałam pójść do pielęgniarki która mi powie że to albo od "nieodpowiedniej diety" lub "niewyspania". No ale ja nie robię imprez nie to co moje współlokatorki. Nie raz przez nie musiałam spać w wierzy astronomicznej... Zimno ale jednak ładne widoki w szczególności kiedy jest noc meteorytów i tak wiele ich spada. Spojrzałam na niego. Specjalnie dla niego zaczęłam iść powoli lecz tym razem to on zaczął biec. Jesteśmy jak ogień i woda. Niedobrani. Ciągle mnie ciekawiło co było na tej karteczce. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to że zmusił mnie do biegu. W końcu mój biedny nadgarstek był uwięziony w jego dłoni.
<Cole?>
Od Cole'a CD Effie
Przez szyby szkoły widać było czarne chmury, które nie zapowiadały ładnej pogody w przyszłych dniach. Nie powiem, żeby mnie to jakoś pocieszało, bo będzie to tylko kolejny powód aby zostać w budynku i ślęczeć przed książkami. I tak nie mam na nic ochoty. Odprowadzenie tej dziewczyny do pielęgniarki nie wydawało mi się aż tak bolesne jak na początku, bo z jednej strony mogę się wyrwać z lekcji a z drugiej i tak miałem już dość siedzenia w twardej ławce. Więc plan był taki, że ona pójdzie gdzie tam miała pójść a ja gdzieś sobie pochodzę tak aby wrócić do klasy na minutę przed końcem. Mam nadzieję, że jeszcze nie zaczęło tak przeraźliwie padać by nie można było ustać sekundę suchym na świeżym powietrzu.
Dziewczyna milczała. Jak było widać nie sprawiało jej to problemu. Niby szliśmy razem w tym samym kierunku ale wydawało się jakby jedno i drugie planowało skręcić gdzie indziej. Sytuacja wydawała się śmieszna a jednak…
- Hej, hej, gdzie tak pędzisz? – zawołałem za nią kiedy przyśpieszyła na zakręcie.
- Bo lubię – wykrzywiła brwi.
Zmusiłem swoje kolana do szybszego poruszania się. Dzisiaj tak bardzo nic mi się nie chciało. To był jeden z pochmurnych dni, w których po prostu zostałbym w ciepłym pomieszczeniu z widokiem na las. Tyle wystarczy mi do szczęścia.
- Po co się tak śpieszyć – westchnąłem – I tak od rzeczywistości nie uciekniesz.
Popatrzyłem na nią obojętnym wyrazem twarzy.
- Ach tak? No to dobra – przyśpieszyła jeszcze bardziej – Zobaczymy.
Stanąłem w miejscu i przekręciłem oczami z politowaniem.
- Musimy aż tak szybko iść? – ruszyłem, jednak tym razem szedłem z tyłu - Effie…?
Jej czarne włosy powiewały niczym pióra na wietrze.
- Musisz tak zrzędzić – odwróciła się do mnie z grymasem na twarzy.
- Niestety – burknąłem, chowając ręce w kieszeni od spodni.
Dziewczyna przybrała wyraz twarzy jakby chciała mi coś dogadać ale w tej chwili mój wilczy umysł wyłapał coś jeszcze.
Podbiegłem do dziewczyny i popchnąłem ją za filar.
- Oszalałeś?! – krzyczała.
- Ciii – przycisnąłem palec do ust.
- Co do cholery?!
Zgromiłem ją wzrokiem.
- Bądź cicho – szepnąłem.
- Ja ma być cicho? Czy ty mi rozkazujesz?! – popchnęła mnie na filar.
Przyłożyłem jej rękę do twarzy aby wreszcie przestała gadać jednak ta po raz setny zabiła mnie wzrokiem. I zrobiłaby to kolejny gdyby nie to, że i ona usłyszała to co ja.
Na korytarzu rozmawiali dwaj nauczyciele. Do tond nie za bardzo udało mi się poznać ich imion. Ale jeden był od eliksirów – ten o czarnych włosach a druga to była wicedyrektorka.
- Chcesz ich podsłuchiwać? – zapytała ściszonym głosem Effie.
- Cicho – odciąłem szybko i przylgnąłem plecami do filara.
Dziewczyna ścisnęła pięści ale zrobiła to samo co ja.
- Severusie, sądzę, że to najodpowiedniejszy moment aby zawiadomić o wszystkim Dumbledore'a. Po co z tym zwlekać, jeśli i tak prędzej czy później się o tym dowie – ostry, kobiecy głos lekko odpijał się od filara.
- Panno McGonagall, proszę uszanować moją wizję i pozostawić to dla siebie – odrzekł nauczyciel ponuro.
- Ale przecież ciągle przyjeżdżają nowi uczniowie. Nie możemy pozwolić aby byli narażeni na takie niebezpieczeństwo!
- Ja jestem nadal przy swoim zdaniu. Długo utrzymywaliśmy to miejsce w należytym porządku i chcę aby tak pozostało. Póki możemy, chcę aby Dumbledore niczego się nie dowiedział. A teraz jeśli Pani pozwoli udam się na lekcję.
- Tak, rozumiem – oparła pośpiesznie z widocznym grymasem. Kiedy nauczyciel znikł za zakrętem potarła ręką o ramię i westchnęła – Ale ja tego nie pochwalam.
Ruszyła w naszym kierunku a ja wstrzymałem oddech. Skręciła w prawo tuż przy filarze, za którym staliśmy. Ale była chyba tak pochłonięta myślami, że nie zauważyła jak coś wypadło jej z kieszeni. Udało nam się być niezauważonymi.
- Co to miało być? – odezwała się pierwsza Effie.
Ale i ja nie umiałem na to odpowiedzieć. Nie udało mi się wyłapać z tej rozmowy czegoś, czego mógłbym się złapać i pójść tym tropem. Wychyliłem się i podniosłem delikatny jak materiał papier, który wypadł z kieszeni wicedyrektorce. Słowa, które go zdobiły były dla mnie nie zrozumiałe. Napisane innym językiem. Zauważyłem jak dziewczyna zbliża się do mnie aby też na to zerknąć. Ale ja szybko zgiąłem papier i schowałem w kieszeni.
- Cole – zaczęła – Nie powinniśmy się wtrącać w te sprawy. Najlepiej by było gdybyśmy nie mówili i nie robili niczego, czego nie jesteśmy pewni.
- Ja zawsze jestem pewien tego, co robię – powiedziałem – Czasami nie jestem tylko pewien, czy wszystko to, co robię będzie miało szczęśliwe zakończenie.
<Effie?>
Dziewczyna milczała. Jak było widać nie sprawiało jej to problemu. Niby szliśmy razem w tym samym kierunku ale wydawało się jakby jedno i drugie planowało skręcić gdzie indziej. Sytuacja wydawała się śmieszna a jednak…
- Hej, hej, gdzie tak pędzisz? – zawołałem za nią kiedy przyśpieszyła na zakręcie.
- Bo lubię – wykrzywiła brwi.
Zmusiłem swoje kolana do szybszego poruszania się. Dzisiaj tak bardzo nic mi się nie chciało. To był jeden z pochmurnych dni, w których po prostu zostałbym w ciepłym pomieszczeniu z widokiem na las. Tyle wystarczy mi do szczęścia.
- Po co się tak śpieszyć – westchnąłem – I tak od rzeczywistości nie uciekniesz.
Popatrzyłem na nią obojętnym wyrazem twarzy.
- Ach tak? No to dobra – przyśpieszyła jeszcze bardziej – Zobaczymy.
Stanąłem w miejscu i przekręciłem oczami z politowaniem.
- Musimy aż tak szybko iść? – ruszyłem, jednak tym razem szedłem z tyłu - Effie…?
Jej czarne włosy powiewały niczym pióra na wietrze.
- Musisz tak zrzędzić – odwróciła się do mnie z grymasem na twarzy.
- Niestety – burknąłem, chowając ręce w kieszeni od spodni.
Dziewczyna przybrała wyraz twarzy jakby chciała mi coś dogadać ale w tej chwili mój wilczy umysł wyłapał coś jeszcze.
Podbiegłem do dziewczyny i popchnąłem ją za filar.
- Oszalałeś?! – krzyczała.
- Ciii – przycisnąłem palec do ust.
- Co do cholery?!
Zgromiłem ją wzrokiem.
- Bądź cicho – szepnąłem.
- Ja ma być cicho? Czy ty mi rozkazujesz?! – popchnęła mnie na filar.
Przyłożyłem jej rękę do twarzy aby wreszcie przestała gadać jednak ta po raz setny zabiła mnie wzrokiem. I zrobiłaby to kolejny gdyby nie to, że i ona usłyszała to co ja.
Na korytarzu rozmawiali dwaj nauczyciele. Do tond nie za bardzo udało mi się poznać ich imion. Ale jeden był od eliksirów – ten o czarnych włosach a druga to była wicedyrektorka.
- Chcesz ich podsłuchiwać? – zapytała ściszonym głosem Effie.
- Cicho – odciąłem szybko i przylgnąłem plecami do filara.
Dziewczyna ścisnęła pięści ale zrobiła to samo co ja.
- Severusie, sądzę, że to najodpowiedniejszy moment aby zawiadomić o wszystkim Dumbledore'a. Po co z tym zwlekać, jeśli i tak prędzej czy później się o tym dowie – ostry, kobiecy głos lekko odpijał się od filara.
- Panno McGonagall, proszę uszanować moją wizję i pozostawić to dla siebie – odrzekł nauczyciel ponuro.
- Ale przecież ciągle przyjeżdżają nowi uczniowie. Nie możemy pozwolić aby byli narażeni na takie niebezpieczeństwo!
- Ja jestem nadal przy swoim zdaniu. Długo utrzymywaliśmy to miejsce w należytym porządku i chcę aby tak pozostało. Póki możemy, chcę aby Dumbledore niczego się nie dowiedział. A teraz jeśli Pani pozwoli udam się na lekcję.
- Tak, rozumiem – oparła pośpiesznie z widocznym grymasem. Kiedy nauczyciel znikł za zakrętem potarła ręką o ramię i westchnęła – Ale ja tego nie pochwalam.
Ruszyła w naszym kierunku a ja wstrzymałem oddech. Skręciła w prawo tuż przy filarze, za którym staliśmy. Ale była chyba tak pochłonięta myślami, że nie zauważyła jak coś wypadło jej z kieszeni. Udało nam się być niezauważonymi.
- Co to miało być? – odezwała się pierwsza Effie.
Ale i ja nie umiałem na to odpowiedzieć. Nie udało mi się wyłapać z tej rozmowy czegoś, czego mógłbym się złapać i pójść tym tropem. Wychyliłem się i podniosłem delikatny jak materiał papier, który wypadł z kieszeni wicedyrektorce. Słowa, które go zdobiły były dla mnie nie zrozumiałe. Napisane innym językiem. Zauważyłem jak dziewczyna zbliża się do mnie aby też na to zerknąć. Ale ja szybko zgiąłem papier i schowałem w kieszeni.
- Cole – zaczęła – Nie powinniśmy się wtrącać w te sprawy. Najlepiej by było gdybyśmy nie mówili i nie robili niczego, czego nie jesteśmy pewni.
- Ja zawsze jestem pewien tego, co robię – powiedziałem – Czasami nie jestem tylko pewien, czy wszystko to, co robię będzie miało szczęśliwe zakończenie.
<Effie?>
wtorek, 26 sierpnia 2014
Od Ro CD Aleksandra
- Miejsca starczy dla nas obojga. - prychnęłam
I to ma być ten zakazany las, do którego nie wolno wchodzić? O ile dobrze pamiętam kilka tabliczek pt. "Niebezpieczeństwo" było widoczne na obrzeżach.
Miałam nadzieję, że nikt więcej nie poczuje zewu natury i nie będzie przesiadywać w lesie, bo chyba będę musiała chodzić do piwnicy, aby nikt mnie nie znalazł.
- Nie będziemy wchodzić sobie w drogę. - powiedziałam wstając
Cały czas dokładnie obserwowałam chłopaka, a moja dłoń leżała na kieszeni, w której spoczywał sztylet. Nie, żebym uważała tego czarnowłosego za zagrożenie, ale w życiu kierowałam się trzema zasadami:
1. Nie ufaj.
2. Nie ufaj.
3. Pamiętaj o zasadzie pierwszej i drugiej.
Chciałam iść w swoją stronę, kiedy do moich uszu dobiegł trzepot skrzydeł. Jednak nie byle jakich skrzydeł. Trzy gryfy leciały w naszą stronę. Dwa od północy (samiec i samica) oraz jeden z południa (samiec).
- Będzie jatka. - mruknęłam pod nosem
< Alexander? >
I to ma być ten zakazany las, do którego nie wolno wchodzić? O ile dobrze pamiętam kilka tabliczek pt. "Niebezpieczeństwo" było widoczne na obrzeżach.
Miałam nadzieję, że nikt więcej nie poczuje zewu natury i nie będzie przesiadywać w lesie, bo chyba będę musiała chodzić do piwnicy, aby nikt mnie nie znalazł.
- Nie będziemy wchodzić sobie w drogę. - powiedziałam wstając
Cały czas dokładnie obserwowałam chłopaka, a moja dłoń leżała na kieszeni, w której spoczywał sztylet. Nie, żebym uważała tego czarnowłosego za zagrożenie, ale w życiu kierowałam się trzema zasadami:
1. Nie ufaj.
2. Nie ufaj.
3. Pamiętaj o zasadzie pierwszej i drugiej.
Chciałam iść w swoją stronę, kiedy do moich uszu dobiegł trzepot skrzydeł. Jednak nie byle jakich skrzydeł. Trzy gryfy leciały w naszą stronę. Dwa od północy (samiec i samica) oraz jeden z południa (samiec).
- Będzie jatka. - mruknęłam pod nosem
< Alexander? >
Od Effie CD Cole'a
Cóż jest lepszego niż zatłoczona mała klasa... Pusta wielka klasa? Dwór?
Moja twarz od razu pobladła i traciłam dech. Chodź większość osób
uważało to za dużą klasę dla mnie była za mała. Sufit zaczął jakby
upadać a ściany wirować. Odruchowo złapałam się skrawka czyjejś szaty.
Upadłam na ziemię. Mroczki stanęły mi przed oczami. Przecież to były
eliksiry. Nie powinien być na mnie tak bardzo zły. W końcu dziś uczył
nas Horacy a on mnie lubił. Poczułam delikatnie klepanie po policzkach.
Mieli szczęście że tylko klepanie. Chwyciłam za czyiś nadgarstek i mocno
ścisnęłam. Zobaczyłam nad sobą jakiegoś gryfona. Puściłam odruchowo
rękę i wytarłam ją o szatę. Wyciągnął ku mnie rękę. Jednak ja wstałam o
własnych nogach. Spojrzałam na nauczyciela. Był blady jak ściana.
- Może lepiej pójdź do pielęgniarki -powiedział -Napiszę ci zwolnienie.
- Nic mi nie jest -powiedziałam chłodno ale za to pewnie siebie. -Po prostu mam klaustrofobie to wszystko.
- Tylko że to nie jest wcale takie małe pomieszczenie -zauważył nauczyciel -Lepiej idź... Poprosić jakąś z twoich koleżanek żeby cię odprowadziła.
I tu był pies pochowany ja nie miałam przyjaciółek. Zaprzeczyłam a nauczyciel wyznaczył jakiegoś ucznia chodź była chmara dziewcząt. Bo poco! Uważał że jeśli znów zemdleję w co powątpiewałam ten jakże szarmancki chłopczyk mnie uratuje. Dobre sobie! Ja już wiedziałam jak mnie ratuje. Prędzej głową przydzwonię o ziemię niż by mnie złapał. Sama widziałam po nim że raczej by tego nie zrobił. Może miał taki charakter że każ mu jedno zrobi drugie? No ale niestety byłam zdana na to że musiał mnie zaprowadzić do tego skrzydła szpitalnego. I żeby było fajniej dodam że był Gryfonem. Jak nasz nauczyciel trafi... to w płot obok ale w dokładny cel. Niby chciał dobrze ale wolałam tam leżeć niż teraz iść z nim do skrzydła szpitalnego.
- To... -zaczął chodź wiedział że ta rozmowa nie będzie się kleić -Jak masz na imię?
- Effie Vitalina Romanov -powiedziałam i to za dużo niż potrzebował. Nie dość że drugie imię i nazwisko to łatwo mógł zobaczyć że jestem z Rosji. Znaczy urodziłam się tam i moi rodzice się tam urodzili ale poszłam do szkoły tu i nie mam tego akcenciku z którego każdy zawsze się śmieje.- A ty?
- Cole Tieri -powiedział. -Czyli że nęka cię klaustrofobia? A wyobraź sobie że niektórzy boją się dużych przestrzeni. Co do małych to zawsze możesz wyjść z pomieszczenia ale na wielkiej powierzchni nie zawsze ma się gdzie schować. Czyż nie?
Wzruszyłam ramionami. Mówiłam że konwersacja między nami na nic się nie zda. Ja jestem ja a on to on. Ja jestem slyth a on to gryff i koniec. A ogółem co dziwne nie naszła mnie chęć żeby go zdenerwować, dogryźć mu jakoś. Odruchowo przyłożyłam rękę do czoła. Było normalne. Spojrzałam w górę. Strzeliste sklepienia krzyżowo żebrowe sprawiały że korytarz był pociągły a co za tym idzie mogłam spokojnie oddychać.
<Cole?>
- Może lepiej pójdź do pielęgniarki -powiedział -Napiszę ci zwolnienie.
- Nic mi nie jest -powiedziałam chłodno ale za to pewnie siebie. -Po prostu mam klaustrofobie to wszystko.
- Tylko że to nie jest wcale takie małe pomieszczenie -zauważył nauczyciel -Lepiej idź... Poprosić jakąś z twoich koleżanek żeby cię odprowadziła.
I tu był pies pochowany ja nie miałam przyjaciółek. Zaprzeczyłam a nauczyciel wyznaczył jakiegoś ucznia chodź była chmara dziewcząt. Bo poco! Uważał że jeśli znów zemdleję w co powątpiewałam ten jakże szarmancki chłopczyk mnie uratuje. Dobre sobie! Ja już wiedziałam jak mnie ratuje. Prędzej głową przydzwonię o ziemię niż by mnie złapał. Sama widziałam po nim że raczej by tego nie zrobił. Może miał taki charakter że każ mu jedno zrobi drugie? No ale niestety byłam zdana na to że musiał mnie zaprowadzić do tego skrzydła szpitalnego. I żeby było fajniej dodam że był Gryfonem. Jak nasz nauczyciel trafi... to w płot obok ale w dokładny cel. Niby chciał dobrze ale wolałam tam leżeć niż teraz iść z nim do skrzydła szpitalnego.
- To... -zaczął chodź wiedział że ta rozmowa nie będzie się kleić -Jak masz na imię?
- Effie Vitalina Romanov -powiedziałam i to za dużo niż potrzebował. Nie dość że drugie imię i nazwisko to łatwo mógł zobaczyć że jestem z Rosji. Znaczy urodziłam się tam i moi rodzice się tam urodzili ale poszłam do szkoły tu i nie mam tego akcenciku z którego każdy zawsze się śmieje.- A ty?
- Cole Tieri -powiedział. -Czyli że nęka cię klaustrofobia? A wyobraź sobie że niektórzy boją się dużych przestrzeni. Co do małych to zawsze możesz wyjść z pomieszczenia ale na wielkiej powierzchni nie zawsze ma się gdzie schować. Czyż nie?
Wzruszyłam ramionami. Mówiłam że konwersacja między nami na nic się nie zda. Ja jestem ja a on to on. Ja jestem slyth a on to gryff i koniec. A ogółem co dziwne nie naszła mnie chęć żeby go zdenerwować, dogryźć mu jakoś. Odruchowo przyłożyłam rękę do czoła. Było normalne. Spojrzałam w górę. Strzeliste sklepienia krzyżowo żebrowe sprawiały że korytarz był pociągły a co za tym idzie mogłam spokojnie oddychać.
<Cole?>
Szansy nie zmarnowala..Effie! Witamy!
Zwierze: brak
Imię: Effie Vitalina Romanov
Przydomek/Pseudonim: Ef, Vita, Kruczek
Rasa: Czarodziejka
Dom: Slytherin
Motto: "Niektóre nieskończoności są większe niż inne"
Płeć: kobieta
Wiek: 250 lat
Pochodzenie: Rosja.
Imię: Effie Vitalina Romanov
Przydomek/Pseudonim: Ef, Vita, Kruczek
Rasa: Czarodziejka
Dom: Slytherin
Motto: "Niektóre nieskończoności są większe niż inne"
Płeć: kobieta
Wiek: 250 lat
Pochodzenie: Rosja.
Charakter: No to masz tu człowieka który ma wszystko gdzieś. Lecz
jeśli nawiążesz z nią konwersację (powodzenia życzę) to zobaczysz
impulsywną, nerwową, wybuchową dziewczynę która często odwraca kota
ogonem. Jest wredna dla każdego kto nie jest jej bratem nawet dla
rodziców. Do nauki podchodzi dość sceptycznie i zawsze tak podchodziła.
Chodź ma brata to jest osóbką rozpuszczoną a przynajmniej tak uważa jej
babcia. Dla niej nie istnieje takie słowo takie jak "zakaz", "zasady"
jak sama często mawia "zasady są po to by je łamać". Nie rozmawia z
płcią przeciwną i raczej nie zamierza lecz jeśli a ta osoba podejdzie
pierwsza i niestety musi zagadać to jest taka jak zwykle czyli wredna
bądź po prostu go nie słucha. Z sarkastycznym i ironicznym poczuciem
humoru. Umie się uśmiechać i często to robi... No chyba że nie liczą się
drwiące uśmiech to wtedy trzeba przyznać że się nigdy nie uśmiecha.
Nienawidzi kiedy ktoś się znęca nad zwierzęciem ale zwisa jej kiedy ktoś
znęca się nad innymi. Jest osóbkom inteligentną ale nie chce jej się
tego okazywać. Chodź gdy zaczyna dogryzać można zauważyć że wcale nie
jest taka głupia. Nigdy też nie udaje głupiej i nie lubi gdy się ją za
taką uważa. Z pewnością nie jest jak te dziewczęta które kładą sobie
kupę makijażu na twarz żeby się komuś upodobać ale oczywiście to nie
zmienia faktu że się maluje. Tylko że inny jej jest cel a inny ich. Jest
dziewczyną tolerancyjną do czasu aż wleziesz jej za skórę a wtedy to
wtedy bój się Boga bo jest obeznana w każdym zaklęciu. Oczywiście nie
użyłaby Avady na żadnym uczniu chodź by nie wiem jak by jej wlazł za
skórę woli jednak pobyć trochę na świeżym powietrzu i nie budzić codziennie
z widokiem dementora przed twarzą. To nie jest z pewnością za fajne.
Lecz jeśli ją lepiej poznasz zauważysz w niej małe światełko dobra które
jest ukryte gdzieś tam głęboko w jej sercu bo oczywiście je ma i zawsze
gdy koś jej mówi że nie ma to odpowiada "Mam. Gdyż gdybym nie miała to
bym tu padła trupem." Jest szczera i czasami przesadza z tą szczerością.
Potrafi świetnie kłamać i owijać ludzi wokół palca ale zazwyczaj jej
się nie chce. Nie licząc kłamania bo to jest u niej naturalne. Dla brata
oczywiście jest inna bo się śmieje! Popada w stan głupawki co jest
niewyobrażalne patrząc na nią i na jej sceptyczne podejście do świata.
Aparacja: Effy nie jest ani za wysoka ani za niska. Ma gdzieś 165 centymetrów bądź troszeczkę więcej. Co to jej kształtów to ma delikatne wcięcie w tali. Nie jest płaską deską ale błagam też nie jest Pamelą Anderson ze słonecznego patrolu po operacjach powiększania . Jest idealna. Dziewczyna nie ma jic do swojego ciała dlatego może powiedzieć że sama się sobie podoba. Jej stópki mają
36 i często na nich ma trampki. Nie glany, to nie emo! Ogólnie to
ubiera się na kolorowo ale nienawidzi tych bardzo jasnych kolorów takich
jak neonowa żółć czy jaśniutki błękit. Toleruje z jednych kolorów
jedynie biel.Jednak idąc dalej i wyżej odnajdziemy naturalnie jedni
uważają karbowane włosy inne że loczki lecz często je prostuje co
wystarcza jej na około 6 godzin a potem znów jej się karbują. Są brązowe
chodź połowa rodziny uważa że czarne ale w jednym się zgadzają ma
śliczne okrągłe oczy z błękitnymi jak ocean tęczówkami oraz długimi
rzęsami często podkreślone czarną kredką. Dość drobny symetryczny do
twarzy nosek i usta o delikatnym różowym odcieniu. Twarz przyprószają
ledwo widoczne a jednak piegi.
Sympatia: Nie interesują ją miłostki.
Umiejętności specjalne: Potrafi posługiwać się prawie wszystkimi zaklęciami zaklęciami
Umiejętności: Szczerze to strzelanie byle jakimi zaklęciami w najprostsze przedmioty takie jak zeszyty, kartki. Lecz czasami coś tam nuci a gdy jest w domu to nałogowo gra na pianinie ale nie Mozarta tylko covery znanych piosenek. A tylko ją usłysz to skręci ci kark.(Takie tam ostrzeżenie) Szczerze do cały świat ma w *jakże pięknym słowie*. I jej to zwisa i powiewa co ją interesuje. Na pewno nie interesują ją lekcje ani książki ani Quidditch. Muzyka to jest to co odrywa ją do rzeczywistości i uskrzydla. Ale i co do muzyki to nie ma określonego gatunku który słucha. Z pewnością nie jest z tych dziewczynek które ryczą na Titanicu czy też na Lassie chodź musi się przyznać że wzruszają ją filmy w których to ZWIERZE cierpi. Na ludzkie cierpienia nawet nie zwraca uwagi chodź oczywiście nie jest sadystką.
Rodzina: Rodzice Brienne i Rufus, starszy brat Rudolf
Historia:Jej matka urodziła się w Anglii lecz wyjechała do Rosji w celach naukowych. Poznała tam jej ojca. Nie musieli z tym zwlekać i już przed ich ślubem na świat przyszedł jej brat a 5 lat później ona. Była inna A przynajmniej tak uważali jej dziadkowie a w szczególności jej babka. Jako że miała dar jasnowidzenia od razu przewidziała iż z Effie będą problemy. Rodzice niezbyt jej wierzyli.Parę lat później ich córka dostała panicznego lęku kiedy wchodziła do małych powieszeń. Dlaczego? Pewnych wakacji jej brat i jego koledzy chcieli się z nią bawić w chowanego.Nie wiedziała że czai się w tym podstęp. W końcu była głupią małą dziewczynką której śnią się jednorożce. Schowała się szybie wentylacyjnym bo jeszcze się tam mieściła. I wtedy kiedy się wszyscy poddali z uśmiechem i rozsiedli się na kanapie. Ona poczuła że chodź jest do jasnej brody brody merlina w szybie wentylacyjnym to brakowało jej tlenu. Próbowała się wydostać lecz kraty się zatrzasnęły. Była sama w srebrnym tunelu który nie wiedziała gdzie prowadzi i nie chciała wiedzieć. Po tym zdarzeniu bała się panicznie małych pomieszczeni. Lecz po tym zdarzeniu jej brat zamknął ją w szafie na ubrania i położył na nią wszystkie swoje ubrania że nie wiele by brakowało a zeszła by ze świata, nie raz zatrzasnęła się w łazience i brat nie zamierzał jej otworzyć, utknęła od łużkiem, zatrzasnęła się w garderobie mamy, zatrzasnęła się w spichlerzu, na strychu i w wielu innych pomieszczeniach przez co jej strach nabrał paranoicznego wyglądu. Bała się nawet siedzieć w pokoju. Jak się później okazało to jej brat próbował ją do tego doprowadzić. I chodź się obradziła to klaustrofobia pozostała jej na zawsze.Oczywiście gdy odpowiednio podrosła zaczęła uczęszczać do Hogartu. Dumna swego pochodzenia należała oczywiście gdzież by indziej jak nie do Slytherin'u. Cieszyła się bardzo ale to raczej dlatego że jej brat wtedy miał już skończoną szkołę.
Steruje: ♥Joanne♥
Inne zdjęcia:
Aparacja: Effy nie jest ani za wysoka ani za niska. Ma gdzieś 165 centymetrów bądź troszeczkę więcej. Co to jej kształtów to ma delikatne wcięcie w tali. Nie jest płaską deską ale błagam też nie jest Pamelą Anderson ze słonecznego patrolu po operacjach powiększania
Sympatia: Nie interesują ją miłostki.
Umiejętności specjalne: Potrafi posługiwać się prawie wszystkimi zaklęciami zaklęciami
Umiejętności: Szczerze to strzelanie byle jakimi zaklęciami w najprostsze przedmioty takie jak zeszyty, kartki. Lecz czasami coś tam nuci a gdy jest w domu to nałogowo gra na pianinie ale nie Mozarta tylko covery znanych piosenek. A tylko ją usłysz to skręci ci kark.(Takie tam ostrzeżenie) Szczerze do cały świat ma w *jakże pięknym słowie*. I jej to zwisa i powiewa co ją interesuje. Na pewno nie interesują ją lekcje ani książki ani Quidditch. Muzyka to jest to co odrywa ją do rzeczywistości i uskrzydla. Ale i co do muzyki to nie ma określonego gatunku który słucha. Z pewnością nie jest z tych dziewczynek które ryczą na Titanicu czy też na Lassie chodź musi się przyznać że wzruszają ją filmy w których to ZWIERZE cierpi. Na ludzkie cierpienia nawet nie zwraca uwagi chodź oczywiście nie jest sadystką.
Rodzina: Rodzice Brienne i Rufus, starszy brat Rudolf
Historia:Jej matka urodziła się w Anglii lecz wyjechała do Rosji w celach naukowych. Poznała tam jej ojca. Nie musieli z tym zwlekać i już przed ich ślubem na świat przyszedł jej brat a 5 lat później ona. Była inna A przynajmniej tak uważali jej dziadkowie a w szczególności jej babka. Jako że miała dar jasnowidzenia od razu przewidziała iż z Effie będą problemy. Rodzice niezbyt jej wierzyli.Parę lat później ich córka dostała panicznego lęku kiedy wchodziła do małych powieszeń. Dlaczego? Pewnych wakacji jej brat i jego koledzy chcieli się z nią bawić w chowanego.Nie wiedziała że czai się w tym podstęp. W końcu była głupią małą dziewczynką której śnią się jednorożce. Schowała się szybie wentylacyjnym bo jeszcze się tam mieściła. I wtedy kiedy się wszyscy poddali z uśmiechem i rozsiedli się na kanapie. Ona poczuła że chodź jest do jasnej brody brody merlina w szybie wentylacyjnym to brakowało jej tlenu. Próbowała się wydostać lecz kraty się zatrzasnęły. Była sama w srebrnym tunelu który nie wiedziała gdzie prowadzi i nie chciała wiedzieć. Po tym zdarzeniu bała się panicznie małych pomieszczeni. Lecz po tym zdarzeniu jej brat zamknął ją w szafie na ubrania i położył na nią wszystkie swoje ubrania że nie wiele by brakowało a zeszła by ze świata, nie raz zatrzasnęła się w łazience i brat nie zamierzał jej otworzyć, utknęła od łużkiem, zatrzasnęła się w garderobie mamy, zatrzasnęła się w spichlerzu, na strychu i w wielu innych pomieszczeniach przez co jej strach nabrał paranoicznego wyglądu. Bała się nawet siedzieć w pokoju. Jak się później okazało to jej brat próbował ją do tego doprowadzić. I chodź się obradziła to klaustrofobia pozostała jej na zawsze.Oczywiście gdy odpowiednio podrosła zaczęła uczęszczać do Hogartu. Dumna swego pochodzenia należała oczywiście gdzież by indziej jak nie do Slytherin'u. Cieszyła się bardzo ale to raczej dlatego że jej brat wtedy miał już skończoną szkołę.
Steruje: ♥Joanne♥
Inne zdjęcia:
Od Elizabeth CD Camiry
- Siemasz - powitałam znajomą - więc udało się dostac do upragnionego domu...
- Tak, udało się - przytaknęła. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie znam daty wydarzenia, które jest tak ważne dla mnie.
- Hm... wiesz może kiedy będzie następna pełnia? Jakos wypadło mi to z głowy. W mojej rodzinie nigdy nie musieliśmy tego wiedziec. I tak mieszkamy na odludziu. - Camira chwilę się zastanawiała.
- Wydaje mi się, że za trzy dni. Pewnie wezmą cię do jakiejś pustej komnaty, razem z innymi. - powiedziała.
- Nie, mnie nie wezmą... ja i tak przemienię sie wcześniej i wymknę się do lasu. NIe lubię byc trzymana w zamknięciu.
- Jak to, przemienisz się wcześniej? - zdziwiła się trochę, zapewne słusznie. Żadko zdaża się wilkołak, który przemienia się na własne zawołanie.
- Potrafię się przemienic kiedy zechcę. To jest plus życia w mojej rodzinie. Akceptujemy klątwę i staramy się zrozumiec jej pozytywne cechy. Naprzykład wyczulone zmysły, lepsza sprawnośc... i w ogóle. - przerwałam bo moja wypowiedź zaczynała byc troche zbyt przepełniona przechwałkami. Spojrzałam tylko na swój ogon, który właśnie "przywołałam", ale gdy tylko dziewczyna go ujrzała, sprawiłam, że zniknął by nikt inny go nie zauważył.
- Nieźle. - rzekła krótko.
- No, ta pseudo klątwa ma wiele zalet, ale niektóre wilkołaki nie potrafia tego pojąc... ale skończmy mówic o mnie. Słyszałam, że wile są bardzo inteligentne.
<Camira?>
- Tak, udało się - przytaknęła. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie znam daty wydarzenia, które jest tak ważne dla mnie.
- Hm... wiesz może kiedy będzie następna pełnia? Jakos wypadło mi to z głowy. W mojej rodzinie nigdy nie musieliśmy tego wiedziec. I tak mieszkamy na odludziu. - Camira chwilę się zastanawiała.
- Wydaje mi się, że za trzy dni. Pewnie wezmą cię do jakiejś pustej komnaty, razem z innymi. - powiedziała.
- Nie, mnie nie wezmą... ja i tak przemienię sie wcześniej i wymknę się do lasu. NIe lubię byc trzymana w zamknięciu.
- Jak to, przemienisz się wcześniej? - zdziwiła się trochę, zapewne słusznie. Żadko zdaża się wilkołak, który przemienia się na własne zawołanie.
- Potrafię się przemienic kiedy zechcę. To jest plus życia w mojej rodzinie. Akceptujemy klątwę i staramy się zrozumiec jej pozytywne cechy. Naprzykład wyczulone zmysły, lepsza sprawnośc... i w ogóle. - przerwałam bo moja wypowiedź zaczynała byc troche zbyt przepełniona przechwałkami. Spojrzałam tylko na swój ogon, który właśnie "przywołałam", ale gdy tylko dziewczyna go ujrzała, sprawiłam, że zniknął by nikt inny go nie zauważył.
- Nieźle. - rzekła krótko.
- No, ta pseudo klątwa ma wiele zalet, ale niektóre wilkołaki nie potrafia tego pojąc... ale skończmy mówic o mnie. Słyszałam, że wile są bardzo inteligentne.
<Camira?>
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Od Mel CD Sytry
- Melive Von Grindelwart - odparłam równie oschle -Czekałam na ciebie.
Chyba lekko się zdziwił.
- Jako iż jestem przewodniczącą [powiedziałam to słowo z taką pogardą] musze cię wtajemniczyć we wszystko. Slytherin jak mniemam?
Pokiwał głową.
- Za mną proszę.
Chodziłam i byłam zmuszona wszystko mu wyjawić...Od początku Hogwartu po czas teraźniejszy. Tragedia, po prostu tragedia, nienawidzę tej fuchy.
- Eh, jeżeli zobaczysz duchy nie dziw się zbytnio, wszyscy którzy zmarli lub zostali zamordowani latają sobie od wschodniej części po zachód oraz od północy nawet na południe szkoły. Jezeli się z nimi zaprzyjaźnisz mogą opowiedzieć ci swoją kryminalną historie śmierci co nie jest super krótkie. -mruknęłam juz pod koniec. - Tam znajduje się wejście do Slytherinu, nie macie prawa wchodzić do pokoi dziewcząt i to chyba na szczęście wszystko.
Chyba oboje cieszyliśmy się że to już koniec.
- Do pokoju marsz, jak usłyszysz dzwon, zapraszam na mowę Profesora, to część - zniknęłam za zakrętem.
*
Dzwony zabiły dość szybko i zanim zdążyłam odpocząć znów musiałam iść na kolejną 5 juz od kiedy tu jestem przemowe. Tragedia, rozdają plany lekcji..I po to tyle zachodu, masakra, zero organizacji. Nie wiem czemu, przeszywałam wzrokiem tłum patrząc czy wampir także raczył się zjawić, jeżeli nie, miałby kłopoty...Po hali rozległo się jego imię, dyrektor sprawdzał obecność..
< Sytry? >
Chyba lekko się zdziwił.
- Jako iż jestem przewodniczącą [powiedziałam to słowo z taką pogardą] musze cię wtajemniczyć we wszystko. Slytherin jak mniemam?
Pokiwał głową.
- Za mną proszę.
Chodziłam i byłam zmuszona wszystko mu wyjawić...Od początku Hogwartu po czas teraźniejszy. Tragedia, po prostu tragedia, nienawidzę tej fuchy.
- Eh, jeżeli zobaczysz duchy nie dziw się zbytnio, wszyscy którzy zmarli lub zostali zamordowani latają sobie od wschodniej części po zachód oraz od północy nawet na południe szkoły. Jezeli się z nimi zaprzyjaźnisz mogą opowiedzieć ci swoją kryminalną historie śmierci co nie jest super krótkie. -mruknęłam juz pod koniec. - Tam znajduje się wejście do Slytherinu, nie macie prawa wchodzić do pokoi dziewcząt i to chyba na szczęście wszystko.
Chyba oboje cieszyliśmy się że to już koniec.
- Do pokoju marsz, jak usłyszysz dzwon, zapraszam na mowę Profesora, to część - zniknęłam za zakrętem.
*
Dzwony zabiły dość szybko i zanim zdążyłam odpocząć znów musiałam iść na kolejną 5 juz od kiedy tu jestem przemowe. Tragedia, rozdają plany lekcji..I po to tyle zachodu, masakra, zero organizacji. Nie wiem czemu, przeszywałam wzrokiem tłum patrząc czy wampir także raczył się zjawić, jeżeli nie, miałby kłopoty...Po hali rozległo się jego imię, dyrektor sprawdzał obecność..
< Sytry? >
Od Elizabeth CD Mel
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. Widocznie moja wypowiedź jej nie zadowoliła.
- I... ty tak będziesz cały dzień opowiadac każdemu pierwszakowi z osobna? - spytałam
- No... tak.
- Współczuję, ja bym tak nie mogła. A tak w ogóle, to jestem Elizabeth Werdert. - zmieniłam temat. Mel spojrzała do swojego notesu, który zauwarzyłam dopiero teraz. Zaczęła mruczec coś pod nosem
- Elizabeth Werdert... hm... gdzie ty.. o, tu. - w końcu mówiła głośniej: - Mam cię, czarodziejka czystej krwi... no, prawie. Gdyby nie... wilkołak. Zgadza się?
- A czy to jakiś problem? - spytałam z usmiechem na twarzy.
- Ach, nie. Oczywiście, że nie. Ale wydaje mi się, że chyba chciałabyś by był. - spojrzała na mnie z podejrzeniem. Najwyraźniej zdradził mnie uśmiech.
- Cóż, powiedzmy, że nie dokońca jestem przekonana, czy chcę w ogólę uczyc się w tej szkole ale jak na razie podoba mi się tutaj. - powiedziałam - a co do pełni to nie trzeba się obawiac, panuje nad sobą lepiej niż na to wygląda. - dodałam.
"Lepiej niz na to wygląda", juz słyszałam w myslach, jak czepia się tego...
<Mel?>
- I... ty tak będziesz cały dzień opowiadac każdemu pierwszakowi z osobna? - spytałam
- No... tak.
- Współczuję, ja bym tak nie mogła. A tak w ogóle, to jestem Elizabeth Werdert. - zmieniłam temat. Mel spojrzała do swojego notesu, który zauwarzyłam dopiero teraz. Zaczęła mruczec coś pod nosem
- Elizabeth Werdert... hm... gdzie ty.. o, tu. - w końcu mówiła głośniej: - Mam cię, czarodziejka czystej krwi... no, prawie. Gdyby nie... wilkołak. Zgadza się?
- A czy to jakiś problem? - spytałam z usmiechem na twarzy.
- Ach, nie. Oczywiście, że nie. Ale wydaje mi się, że chyba chciałabyś by był. - spojrzała na mnie z podejrzeniem. Najwyraźniej zdradził mnie uśmiech.
- Cóż, powiedzmy, że nie dokońca jestem przekonana, czy chcę w ogólę uczyc się w tej szkole ale jak na razie podoba mi się tutaj. - powiedziałam - a co do pełni to nie trzeba się obawiac, panuje nad sobą lepiej niż na to wygląda. - dodałam.
"Lepiej niz na to wygląda", juz słyszałam w myslach, jak czepia się tego...
<Mel?>
Od Alexandra CD Ro
Od rana nie czułem się zbyt dobrze. Doszedłem do wniosku, że to wina
śniadania. Nie powinno łączyć się sosu czosnkowego, płatków i soku
dyniowego. Nigdy.
W dodatku atmosfera była jakaś taka...dziwna. Nie do końca rozumiałem o co chodzi, ale mniejsza o to. Potrzebowałem świeżego powietrza, a okoliczny las wydawał się idealny na spacer. Tam też się udałem.
Zaszedłem dosyć głęboko, aż natrafiłem na niedużą, skąpaną w blasku południowego słońca polanę. Z cichym westchnieniem położyłem się na trawie i przymknąłem oczy. Chwila spokoju od tego gwaru na korytarzach. W pokoju wspólnym też czułem się nieswojo. Nic nie mogło się równać z zapachem drzew, śpiewem ptaków i pięknym widokiem.
Nagle dotarła do mnie nieznajoma woń. Poderwałem się na równe nogi i wytężyłem słuch. Przyspieszone tętno. Niepokój. Hm, ciekawe.
Ruszyłem przed siebie, wiedziony zapachem. Po kilku chwilach dostrzegłem zgarbioną postać, siedzącą na niewielkim pieńku. Kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem, że to dziewczyna o długich, czarnych włosach. Nawet nie starałem się być cicho, więc nic dziwnego, że gdy mnie usłyszała, natychmiast odwróciła się w moją stronę.
- Widzę, że ktoś wpadł na podobny pomysł, co ja- stwierdziłem, opierając się o jedno z drzew. Brunetka przyglądała mi się nieufnie.
Ro?
W dodatku atmosfera była jakaś taka...dziwna. Nie do końca rozumiałem o co chodzi, ale mniejsza o to. Potrzebowałem świeżego powietrza, a okoliczny las wydawał się idealny na spacer. Tam też się udałem.
Zaszedłem dosyć głęboko, aż natrafiłem na niedużą, skąpaną w blasku południowego słońca polanę. Z cichym westchnieniem położyłem się na trawie i przymknąłem oczy. Chwila spokoju od tego gwaru na korytarzach. W pokoju wspólnym też czułem się nieswojo. Nic nie mogło się równać z zapachem drzew, śpiewem ptaków i pięknym widokiem.
Nagle dotarła do mnie nieznajoma woń. Poderwałem się na równe nogi i wytężyłem słuch. Przyspieszone tętno. Niepokój. Hm, ciekawe.
Ruszyłem przed siebie, wiedziony zapachem. Po kilku chwilach dostrzegłem zgarbioną postać, siedzącą na niewielkim pieńku. Kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem, że to dziewczyna o długich, czarnych włosach. Nawet nie starałem się być cicho, więc nic dziwnego, że gdy mnie usłyszała, natychmiast odwróciła się w moją stronę.
- Widzę, że ktoś wpadł na podobny pomysł, co ja- stwierdziłem, opierając się o jedno z drzew. Brunetka przyglądała mi się nieufnie.
Ro?
Od Sytry
Siedziałem w swoim gabinecie czytając ważne dokumenty, powiedzmy
inaczej, najzwyczajniej w świecie nudziłem się. Do pomieszczenia wszedł
jeden ze służących niosąc srebrną tacę. Jak się później okazało na tacy
spoczywał wykaligrafowany list. Po otworzeniu go i dokładnym,
kilkukrotnym przeczytaniu jego zawartości siedziałem długą chwilę w
zamyśleniu. "Ja i publiczna szkoła?! Przez całe życie uczyłem się w
domu!" Bez chwili zastanowienia wyciągnąłem z szafki czysty pergamin i
schludnym pismem napisałem list do ojca.
-Meto!- zbudziłem czarnego nietoperza, który spał wisząc na złotym stojaku.
Zwierzę ziewnęło po czym Leniwie poleciało do mnie. Przywiązałem do jego nogi list i chwilę po tym ssak poderwał się do lotu.
Około północy nietoperz wrócił z powrotem, lecz nie byłem zadowolony z listu, który mi przyniósł. Ojciec kazał mi pojechać do ów szkoły.
Podczas pakowania rzeczy do mojego pokoju wszedł Isaac.
-Sytry, co robisz?- zapytał po zobaczeniu walizek.
-Jadę do publicznej szkoły.- odpowiedziałem krótko
-Dlaczego?
-Ojciec mi kazał.
-A ja?- spojrzałem na brata. Miał głowę przekręconą w bok na znak niewiedzy. Westchnąłem głęboko.
-Isaac, ty zostajesz w...
-Ale ja nie chcę!- wydarł się na całe gardło. Zawsze to robił gdy chodziło o sprawy rodzinne.
Dwie godziny zajęło mi wytłumaczenie mu, że nie może ze mną jechać.
Właśnie wyszedłem z pociągu. Na stacji stała już jakąś dziewczyna. Podszedłem do niej i przedstawiłem się.
-Witam, nazywam się Sytry Twennyng.- mój ton był zimny i obojętny, a spojrzenie wrogie.
<Melive?>
-Meto!- zbudziłem czarnego nietoperza, który spał wisząc na złotym stojaku.
Zwierzę ziewnęło po czym Leniwie poleciało do mnie. Przywiązałem do jego nogi list i chwilę po tym ssak poderwał się do lotu.
Około północy nietoperz wrócił z powrotem, lecz nie byłem zadowolony z listu, który mi przyniósł. Ojciec kazał mi pojechać do ów szkoły.
Podczas pakowania rzeczy do mojego pokoju wszedł Isaac.
-Sytry, co robisz?- zapytał po zobaczeniu walizek.
-Jadę do publicznej szkoły.- odpowiedziałem krótko
-Dlaczego?
-Ojciec mi kazał.
-A ja?- spojrzałem na brata. Miał głowę przekręconą w bok na znak niewiedzy. Westchnąłem głęboko.
-Isaac, ty zostajesz w...
-Ale ja nie chcę!- wydarł się na całe gardło. Zawsze to robił gdy chodziło o sprawy rodzinne.
Dwie godziny zajęło mi wytłumaczenie mu, że nie może ze mną jechać.
Właśnie wyszedłem z pociągu. Na stacji stała już jakąś dziewczyna. Podszedłem do niej i przedstawiłem się.
-Witam, nazywam się Sytry Twennyng.- mój ton był zimny i obojętny, a spojrzenie wrogie.
<Melive?>
Szansy nie zmarnowal..Cole! Witamy!
Zwierze: brak
Imię: Cole Tieri
Przydomek/Pseudonim: Col, Coluś, Mr. „C” ( zależy od czyjegoś gustu )
Rasa: wilkołak
Dom: Gryffindor
Motto: "Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś kto czuje się wolny ale w rzeczywiście nim nie jest"
Wiek: 253 lata ( ale kto by tam poznał… )
Pochodzenie: Vieste - Włochy
Charakter: Cole to lekkomyślny chłopak jak i nieodpowiedzialny. Jest też typem racjonalisty, któremu trudno wmówić coś zanim nie zobaczy tego na żywo. Mówiono też o nim jako „ironiczny charakterek”. Jest też beztroski ale nie zawsze ufny. Jego wiele cech pochodzi z wilka, który siedzi w nim i narzuca mu instynkt. Nie należy jednak do ludzi o mocnych nerwach, którzy pozwalają na wyzwiska – od razu przystąpi do boju. Niezależny ale bardzo przywiązany do swoich przyjaciół. Może to też wydać się dziwne ale on kocha rysować. Zawsze gdzieś w kieszeni chowa swój szkicownik i chociaż ona tak nie twierdzi to wiele ludzi mówiło mu, że ma talent. Określa siebie jako - Cole po prostu Cole.
Aparacja: Brunet z włosami zaczesanymi do tyłu. Ma czekoladowe oczy, które w nocy wydają się jakby świeciły. Posiada też lekki zarost i ciemne brwi. Na prawej ręce na tatuaż „Live young”. Jest dość wysoki, ale nie można go nazwać wielkoludem.
Sympatia: brak
Umiejętności specjalne: Umie przemieniać się w wilka. Gdy ktoś długo patrzy mu w oczy jego źrenice wydłużają się niczym u dzikiego stworzenia. Rozumie mowę wilków.
Umiejętności: Jest on sprytny i zwinny. Kiedy chcesz go uderzyć, może z łatwością zrobić unik. Chodzi też bezgłośnie, a oddech ma płytki. Trudno go zmęczyć – uwielbia biegać i skakać. Widzi bardzo dobrze po zmroku, niczym za dnia.
Rodzina:
Matka – Louise wyjechała daleko na stały ląd.
Ojciec – Sean – żyje w Vieste jako ukryty wilkołak. Przemyca narkotyki i wdaje się w bujki. Cole nigdy nie miał łatwego życia.
Historia: Wilki głoszą, że gdzieś daleko we Włoskim miasteczku urodziło się pół wilczę dziecię. Mimo, że spłodzili go ludzie pół krwi, ono bardziej podobne było do wilka. Nie było zwykłym wilkołakiem. Rozumiało wilczą mowę, a sarny i króliki płoszyły się wyczuwając jego zapach. Kiedy ten dorósł inne wilki trzymały go za przywódcę. Aż wreszcie jego ojciec się zadłużył, ale niestety nie w banku tylko ze złymi duchami i kiedy ten nawalił właśnie do Cole’a mieli pretensje. Chcieli w zamian przejąć jego duszę. Wdał się z nimi w bójkę. Jego wilcza natura nie wytrzymała i zamienił się w wilka, ale co mógł zrobić sam na bandę czarnych cieni, które nękały go co nocy. Pobili go, przez co stracił oko. Do teraz jako wilk nie widzi na jedno ślepie. Przemierzał Londyn w brudnych ubraniach i zakrwawionej dłoni i twarzy. Wszyscy omijali go łukiem. Ale przez to, że jako wilk przypomina Husky’ego bezkarnie spacerował po przedmieściach. Od dawna nie jadł ani nie pił, nikt z nim nie rozmawiał. Stracił wszystko co miał. Aż pewnego dnia przyfrunęła do niego sowa z pewnym listem. Cole wie tylko jedno – musi uciekać, jeśli chce jeszcze żyć. Wilki mu tym razem nie pomogą.
Steruje: Lew
Imię: Cole Tieri
Przydomek/Pseudonim: Col, Coluś, Mr. „C” ( zależy od czyjegoś gustu )
Rasa: wilkołak
Dom: Gryffindor
Motto: "Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś kto czuje się wolny ale w rzeczywiście nim nie jest"
Wiek: 253 lata ( ale kto by tam poznał… )
Pochodzenie: Vieste - Włochy
Charakter: Cole to lekkomyślny chłopak jak i nieodpowiedzialny. Jest też typem racjonalisty, któremu trudno wmówić coś zanim nie zobaczy tego na żywo. Mówiono też o nim jako „ironiczny charakterek”. Jest też beztroski ale nie zawsze ufny. Jego wiele cech pochodzi z wilka, który siedzi w nim i narzuca mu instynkt. Nie należy jednak do ludzi o mocnych nerwach, którzy pozwalają na wyzwiska – od razu przystąpi do boju. Niezależny ale bardzo przywiązany do swoich przyjaciół. Może to też wydać się dziwne ale on kocha rysować. Zawsze gdzieś w kieszeni chowa swój szkicownik i chociaż ona tak nie twierdzi to wiele ludzi mówiło mu, że ma talent. Określa siebie jako - Cole po prostu Cole.
Aparacja: Brunet z włosami zaczesanymi do tyłu. Ma czekoladowe oczy, które w nocy wydają się jakby świeciły. Posiada też lekki zarost i ciemne brwi. Na prawej ręce na tatuaż „Live young”. Jest dość wysoki, ale nie można go nazwać wielkoludem.
Sympatia: brak
Umiejętności specjalne: Umie przemieniać się w wilka. Gdy ktoś długo patrzy mu w oczy jego źrenice wydłużają się niczym u dzikiego stworzenia. Rozumie mowę wilków.
Umiejętności: Jest on sprytny i zwinny. Kiedy chcesz go uderzyć, może z łatwością zrobić unik. Chodzi też bezgłośnie, a oddech ma płytki. Trudno go zmęczyć – uwielbia biegać i skakać. Widzi bardzo dobrze po zmroku, niczym za dnia.
Rodzina:
Matka – Louise wyjechała daleko na stały ląd.
Ojciec – Sean – żyje w Vieste jako ukryty wilkołak. Przemyca narkotyki i wdaje się w bujki. Cole nigdy nie miał łatwego życia.
Historia: Wilki głoszą, że gdzieś daleko we Włoskim miasteczku urodziło się pół wilczę dziecię. Mimo, że spłodzili go ludzie pół krwi, ono bardziej podobne było do wilka. Nie było zwykłym wilkołakiem. Rozumiało wilczą mowę, a sarny i króliki płoszyły się wyczuwając jego zapach. Kiedy ten dorósł inne wilki trzymały go za przywódcę. Aż wreszcie jego ojciec się zadłużył, ale niestety nie w banku tylko ze złymi duchami i kiedy ten nawalił właśnie do Cole’a mieli pretensje. Chcieli w zamian przejąć jego duszę. Wdał się z nimi w bójkę. Jego wilcza natura nie wytrzymała i zamienił się w wilka, ale co mógł zrobić sam na bandę czarnych cieni, które nękały go co nocy. Pobili go, przez co stracił oko. Do teraz jako wilk nie widzi na jedno ślepie. Przemierzał Londyn w brudnych ubraniach i zakrwawionej dłoni i twarzy. Wszyscy omijali go łukiem. Ale przez to, że jako wilk przypomina Husky’ego bezkarnie spacerował po przedmieściach. Od dawna nie jadł ani nie pił, nikt z nim nie rozmawiał. Stracił wszystko co miał. Aż pewnego dnia przyfrunęła do niego sowa z pewnym listem. Cole wie tylko jedno – musi uciekać, jeśli chce jeszcze żyć. Wilki mu tym razem nie pomogą.
Steruje: Lew
jako wilk:
Szansy nie zmarnowal..Alexander! Witamy!
Zwierze: -
Imię: Alexander West
Przydomek/Pseudonim: Ax, Alex, West
Rasa: Wilkołak
Dom: Gryffindor
Motto: "Nasze losy zależą od nas samych, tak jak chmury biorą się tylko z ziemi".
Płeć: mężczyzna
Wiek: 250 lat
Pochodzenie: Walia
Charakter: Ax to spokojny, opanowany chłopak. Małomówny i zamknięty w sobie, w dodatku nieufny jak mało kto. Nie znosi, gdy ktoś go do czegoś zmusza, i często z czystej złośliwości robi na odwrót. Lubi drażnić się z innymi, ale jest przy tym subtelny - jego żarty nigdy nie są dosadne. Jest jednak niezbyt towarzyski i woli samotne zacisze i od zatłoczonych korytarzy. Natomiast jego najgorszą - czy też raczej sprawiającą najwięcej kłopotów - jest jego upór. Nie spocznie póki nie osiągnie celu. Cechuje go inteligencja i spryt, niełatwo go oszukać. Ma rozległo wiedzę na wiele tematów, woli jednak działać w praktyce. Jest niezwykle cierpliwy i wytrwały, potrafi czekać naprawdę długo, by potem zaskoczyć wszystkich w najmniej oczekiwanym momencie. Alex rzadko prosi o pomoc, od zawsze jest samowystarczalny, w dodatku ambicja mu na to nie pozwala. Nie jest arogancki, jak można stwierdzić po jego pewnej postawie i wszechwiedzącym uśmiechu, ma jednak doskonałą intuicję i wyczucie. Działa impulsywnie, co nie zawsze przynosi zamierzone efekty, jednak jego zaciętość i upór rekompensują to. Bywa bezkompromisowy, szczególnie gdy chodzi o coś ważnego i jest pewien swoich racji. Potrafi też odpowiednio przekonać innych. Uważany za manipulanta, jest jednak honorowy i sprawiedliwy, i działa według tego, co sam uważa za słuszne.
Aparycja: Alex jest wysokim, szczupłym mężczyzną o wysportowanym ciele i dobrej postawie. Burza czarnych włosów jest wiecznie rozczochrana, a duże, szare oczy błyszczą zawadiacko, gdy się uśmiecha. Na myśl przywodzą niebo przed burzą. Z jasnej twarzy często trudno odczytać jakiekolwiek emocje, poza spokojem i opanowaniem. Zawsze chodzi wyprostowany, z wysoko uniesioną głową, pewnym krokiem idzie przed siebie. Co do ubioru, Alexander nie jest wybredny. Wystarczają mu sprane spodnie i jakaś koszula, którą luźno na siebie narzuca. Do tego buty, koniecznie wygodne. Bo to właśnie jest dla niego najważniejsze - wygoda i praktyczność.
Sympatia: Mało prawdopodobne.
Umiejętności specjalne:
~Umiejętność przemiany z własnej woli.
~Zdolność panowania nad ogniem.
~Znajomość wielu sztuk walki.
Umiejętności: Jak przystało na wilkołaka jest wyjątkowo szybki i zręczny, a do tego silny. Jego zmysły są wyostrzone.
Rodzina:
Ojciec - Joseph
Matka - Alice (nie żyje)
Historia: Ax miał szczęśliwe dzieciństwo. Niczego mu nie brakowało, rodzice spędzali z nim każdą wolną chwilę. Jeździł konno, łowił ryby, poszerzał swoje zainteresowania. Aż pewnego dnia jego matka nie wróciła z pracy do domu. Jak się później okazało, padła ofiarą jakiegoś psychopaty, który biegał po mieście z pistoletem w ręku. Nie pożył on jednak długo, bo ojciec chłopaka szybko się z nim rozprawił. Niestety, śmierć żony sprawiła, że charakter i zachowanie mężczyzny uległy zmianie. Całkowicie poświęcił się pracy, jakby zapominając, że ma syna. Od tamtego czasu Alexander musiał radzić sobie sam. Nie mógł sobie z tym jednak poradzić i sprawiał spore kłopoty. Niedługo później jego wilcza część natury zaczęła dojrzewać i przemiany stawały się częstsze. Wyrzucili go ze szkoły. Miał też krótką przygodę z używkami. W końcu wieści dotarły do jego ojca, który postanowił rozwiązać problem i wysłać go do szkoły, w której powinni mu pomóc. I tak trafił do Hogwartu.
Steruje: Fallen Angel
Inne zdjęcia:
Jako wilk:
Imię: Alexander West
Przydomek/Pseudonim: Ax, Alex, West
Rasa: Wilkołak
Dom: Gryffindor
Motto: "Nasze losy zależą od nas samych, tak jak chmury biorą się tylko z ziemi".
Płeć: mężczyzna
Wiek: 250 lat
Pochodzenie: Walia
Charakter: Ax to spokojny, opanowany chłopak. Małomówny i zamknięty w sobie, w dodatku nieufny jak mało kto. Nie znosi, gdy ktoś go do czegoś zmusza, i często z czystej złośliwości robi na odwrót. Lubi drażnić się z innymi, ale jest przy tym subtelny - jego żarty nigdy nie są dosadne. Jest jednak niezbyt towarzyski i woli samotne zacisze i od zatłoczonych korytarzy. Natomiast jego najgorszą - czy też raczej sprawiającą najwięcej kłopotów - jest jego upór. Nie spocznie póki nie osiągnie celu. Cechuje go inteligencja i spryt, niełatwo go oszukać. Ma rozległo wiedzę na wiele tematów, woli jednak działać w praktyce. Jest niezwykle cierpliwy i wytrwały, potrafi czekać naprawdę długo, by potem zaskoczyć wszystkich w najmniej oczekiwanym momencie. Alex rzadko prosi o pomoc, od zawsze jest samowystarczalny, w dodatku ambicja mu na to nie pozwala. Nie jest arogancki, jak można stwierdzić po jego pewnej postawie i wszechwiedzącym uśmiechu, ma jednak doskonałą intuicję i wyczucie. Działa impulsywnie, co nie zawsze przynosi zamierzone efekty, jednak jego zaciętość i upór rekompensują to. Bywa bezkompromisowy, szczególnie gdy chodzi o coś ważnego i jest pewien swoich racji. Potrafi też odpowiednio przekonać innych. Uważany za manipulanta, jest jednak honorowy i sprawiedliwy, i działa według tego, co sam uważa za słuszne.
Aparycja: Alex jest wysokim, szczupłym mężczyzną o wysportowanym ciele i dobrej postawie. Burza czarnych włosów jest wiecznie rozczochrana, a duże, szare oczy błyszczą zawadiacko, gdy się uśmiecha. Na myśl przywodzą niebo przed burzą. Z jasnej twarzy często trudno odczytać jakiekolwiek emocje, poza spokojem i opanowaniem. Zawsze chodzi wyprostowany, z wysoko uniesioną głową, pewnym krokiem idzie przed siebie. Co do ubioru, Alexander nie jest wybredny. Wystarczają mu sprane spodnie i jakaś koszula, którą luźno na siebie narzuca. Do tego buty, koniecznie wygodne. Bo to właśnie jest dla niego najważniejsze - wygoda i praktyczność.
Sympatia: Mało prawdopodobne.
Umiejętności specjalne:
~Umiejętność przemiany z własnej woli.
~Zdolność panowania nad ogniem.
~Znajomość wielu sztuk walki.
Umiejętności: Jak przystało na wilkołaka jest wyjątkowo szybki i zręczny, a do tego silny. Jego zmysły są wyostrzone.
Rodzina:
Ojciec - Joseph
Matka - Alice (nie żyje)
Historia: Ax miał szczęśliwe dzieciństwo. Niczego mu nie brakowało, rodzice spędzali z nim każdą wolną chwilę. Jeździł konno, łowił ryby, poszerzał swoje zainteresowania. Aż pewnego dnia jego matka nie wróciła z pracy do domu. Jak się później okazało, padła ofiarą jakiegoś psychopaty, który biegał po mieście z pistoletem w ręku. Nie pożył on jednak długo, bo ojciec chłopaka szybko się z nim rozprawił. Niestety, śmierć żony sprawiła, że charakter i zachowanie mężczyzny uległy zmianie. Całkowicie poświęcił się pracy, jakby zapominając, że ma syna. Od tamtego czasu Alexander musiał radzić sobie sam. Nie mógł sobie z tym jednak poradzić i sprawiał spore kłopoty. Niedługo później jego wilcza część natury zaczęła dojrzewać i przemiany stawały się częstsze. Wyrzucili go ze szkoły. Miał też krótką przygodę z używkami. W końcu wieści dotarły do jego ojca, który postanowił rozwiązać problem i wysłać go do szkoły, w której powinni mu pomóc. I tak trafił do Hogwartu.
Steruje: Fallen Angel
Inne zdjęcia:
Jako wilk:
Szansy nie zmarnowal..Sytry! Witamy!
Zwierze: ---
Imię: Sytry Twennyng
Przydomek/Pseudonim: Garry (matka tak go nazywała)
Rasa: wampir
Dom: Slytherin
Motto: Śnić trzeba zawsze, nawet te przerażające sny.
Płeć: ♂ mężczyzna
Wiek: 256 lat
Pochodzenie: Anglia
Charakter: Sytry do typowy bogaty dzieciak, zarozumiały i opryskliwy. Najczęściej jest chamski i wredny. Sądzi, że wszystko mu się należy. Nie lubi ludzi, którzy nie odnoszą się do niego z odpowiednią hierarchią. Potrafi być szczery do bólu, a jego samego niekoniecznie obchodzi zdanie innych na jego temat. Pomimo wszystko jest dobrze wychowany i kulturalny. No chyba, że narazisz mu się (ale to będzie trudne).
Aparacja: Garry to wysoki, szczupły, młody mężczyzna. Jego włosy są koloru fioletowego, kilka kosmyków jest czarnych. Jego oczy są fiołkowe, a skóra prawie że biała. Gdy zmienia formę jego włosy stają się srebrne, a oczy niebieskie.
Sympatia: nie ma, nie szuka na siłę...
Umiejętności specjalne:
-zmiana formy (jedna)
-gdy zechce po jego nogami utworzy się stado nietoperzy, które umożliwią mu latanie.
Umiejętności: Sytry wyróżnia się niesamowitą inteligencją. A tak poza tym to nie (chyba, że picie kilku litrów cherbaty cherbaty to jakaś specjalna umiejętność).
Rodzina: ukochany, młodszy brat, Isaac
Historia: Nic szczególnego. Sytry nie pamięta swojego ojca, wychowywał się z młodszym bratem i matką. W niezwykle szybkim tępie nadszedł czas, gdy Sytry i Isaac musieli zabić swoją matkę (tradycja utrzymywana w starych, wampirzych rodzinach: matka zostaje zamordowana przez swoje dzieci). Było spokojnie do czasu, gdy dostał list z Hogwartu. Musiał zostawić swojego brata samego w posiadłości i wyjechać, ma nadzieję, że jego brat także będzie mógł dołączyć do szkoły.
Steruje: herma18
Inne zdjęcia:
Imię: Sytry Twennyng
Przydomek/Pseudonim: Garry (matka tak go nazywała)
Rasa: wampir
Dom: Slytherin
Motto: Śnić trzeba zawsze, nawet te przerażające sny.
Płeć: ♂ mężczyzna
Wiek: 256 lat
Pochodzenie: Anglia
Charakter: Sytry do typowy bogaty dzieciak, zarozumiały i opryskliwy. Najczęściej jest chamski i wredny. Sądzi, że wszystko mu się należy. Nie lubi ludzi, którzy nie odnoszą się do niego z odpowiednią hierarchią. Potrafi być szczery do bólu, a jego samego niekoniecznie obchodzi zdanie innych na jego temat. Pomimo wszystko jest dobrze wychowany i kulturalny. No chyba, że narazisz mu się (ale to będzie trudne).
Aparacja: Garry to wysoki, szczupły, młody mężczyzna. Jego włosy są koloru fioletowego, kilka kosmyków jest czarnych. Jego oczy są fiołkowe, a skóra prawie że biała. Gdy zmienia formę jego włosy stają się srebrne, a oczy niebieskie.
Sympatia: nie ma, nie szuka na siłę...
Umiejętności specjalne:
-zmiana formy (jedna)
-gdy zechce po jego nogami utworzy się stado nietoperzy, które umożliwią mu latanie.
Umiejętności: Sytry wyróżnia się niesamowitą inteligencją. A tak poza tym to nie (chyba, że picie kilku litrów cherbaty cherbaty to jakaś specjalna umiejętność).
Rodzina: ukochany, młodszy brat, Isaac
Historia: Nic szczególnego. Sytry nie pamięta swojego ojca, wychowywał się z młodszym bratem i matką. W niezwykle szybkim tępie nadszedł czas, gdy Sytry i Isaac musieli zabić swoją matkę (tradycja utrzymywana w starych, wampirzych rodzinach: matka zostaje zamordowana przez swoje dzieci). Było spokojnie do czasu, gdy dostał list z Hogwartu. Musiał zostawić swojego brata samego w posiadłości i wyjechać, ma nadzieję, że jego brat także będzie mógł dołączyć do szkoły.
Steruje: herma18
Inne zdjęcia:
w innej formie :
Od Ro - na konkurs
"Była za blisko. Jej czerwone oczy błyszczały w ciemnościach, a gdy wydała z siebie syk, on rozniósł się we wszystkich stronach. Poruszała się szybko, ale za głośno. Były w pokoju dwie. Sam na sam. Jedną musiała dopaść śmierć. Nie było innej opcji. Czarnowłosa dziewczyna stała na środku pokoju, a wampirzyca krążyła wokół niej, wyznaczając ją jako swój cel. Dziewczyna nie chciała jej zabijać, nie mogła tego zrobić, jednak nie miała wyboru. Inaczej stałaby się jej pożywieniem. Błękitnooka zacisnęła palce na rękojeści noża i spojrzała w oczy potwora, który warknął na nią ponownie i podszedł bliżej. Jak mogli jej to zrobić? Przemienili w krwiopijcę, a potem kazali jej głodować, usychać z pragnienia krwi. Na koniec wepchnęli do pomieszczenia z zagłodzoną, groźną wampirzycą, drobną, niebieskooką dziewczynę, której jedyną bronią był nóż. I pozostały dwa wyjścia - albo zabijesz potwora, albo sama zginiesz. Wiedziała, że za drzwiami sypią się zakłady, a kamery obserwują zdarzenie i przekazują je widzą. Niewielu postawiło na czarnowłosą. Ma zginąć, bo nie ma nic gorszego niż zagłodzony wampir. Lecz to nie takie proste. Czerwonooki stwór ponownie się zbliżył. Nie było już dla niego ratunku. Kto się raz krwiopijcą stał, ten nim zawsze będzie i tylko śmierć może go uratować. Potwór rzucił się na niebieskooką, która wbiła sztylet w jego pierś. Mimo, że krew wampira lała się na nią, ona nie mogła puścić ostrza."
Obudził mnie własny krzyk. Była trzecia nad ranem. Słońce nie odgoniło moich koszmarów. Moich wspomnień. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Wstałam i na trzęsących się nogach wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i obmyłam twarz. Gdy wreszcie ochłonęłam spojrzałam w lustro.
Moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna co zawsze. Długie, czarne włosy. Niebieskie oczy i usta, które teraz były całe czerwone. Osoba, która na mnie patrzyła to byłam ja. Prawdziwa ja. Przerażona kolejnym koszmarem, który nie był tylko snem. Był wspomnieniem.
"Dzisiaj już nie zasnę." pomyślałam smutno i zerknęłam na drżące ręce. Ruszyłam do pokoju. Przebrałam się i cicho przemknęłam się schodami w dół, wzdłuż korytarza, potem następne schody i wreszcie ogromne wrota, które pozwoliły mi uwolnić się z tej kamiennej klatki, zwanej szkołą.
Udałam się tam, gdzie zawsze - w las. Może i był zakazany, może i był nie bezpieczny... Jednak to jedyne miejsce, gdzie mogłam oddychać. Sama. I nikt mi już nie przeszkadzał, ani ja nikomu nie wadziłam.
Szłam między drzewami. Nie zważając na to, czy odnajdę drogę powrotną, czy zabiją mnie dzikie stworzenia, czy wpadnę w dół, z którego nie będę mogła się wydostać.
Po półgodzinnym marszu, przedzierając się przez krzaki i inną roślinność dotarłam na polanę leśną. Była na prawdę duża. Można by zrobić na niej jakiś piknik ze szkoły, zawody. Nie, żeby chciało mi się tym zająć.
Usiadłam na konarze, który udało mi się wyłapać wzrokiem z tej ciemności. Wsłuchałam się w odgłosy lasu. Słyszałam sarnę, królika, sowę. Stado kruków wzbiło się do lotu.
Zaraz. Dlaczego kruki odleciały?
Nagle powietrze wokoło wypełnił wstrętny zapach siarki, a zza moich pleców wydobywało się ciepło. I światło.
Odwróciłam się szybko. Moim oczom ukazał się wielki, biały, ziejący ogniem smok. Zerknęłam na niego z przerażeniem.
- Tylko nie to... - wychrypiałam
Był chudy. Za chudy. Nie jadł od dawna. A jedynym jedzeniem w pobliżu byłam ja. Chyba smakowałoby mu moje mięso na ciepło, skoro z jego paszczy znów buchnęły się płomienie, które biegły w moją stronę.
Udało mi się w porę uskoczyć. Schowałam się za pniem drzewa, który po chwili zaczął się palić. Nie mogłam go zabić. To było niewinne stworzenie. Nie jadło od wielu dni, może tygodni. Nie zrobiłoby mi krzywdy gdyby było najedzone. Ale nie było. A ja (chyba) wyglądałam smacznie.
Smok ruszył w moją stronę. Kłapał zębami, chciał sięgnąć mnie pazurami.
Sprawdziłam stan swojego uzbrojenia.
Jeden sztylet.
Jeden sztylet.
Jeden chole*** sztylet.
Jeden chole*** sztylet na trzypiętrowego, głodnego smoka.
Super. Musi wystarczyć.
Zacisnęłam palce na rękojeści ostrza i wzięłam głęboki wdech. Smok podchodził coraz bliżej. Tratował wszystko co popadnie. Palił i rozwalał wszystko, byleby dostać się do swojego posiłku.
Wreszcie, gdy był dostatecznie blisko, gdy jego głowa była praktycznie przy moim ciele, zamachnęłam się i wbiłam nóż w krtań potwora. Utkwił głęboko, po samą rękojeść. Smok rzucał się i szarpał, ale nie potrafił wyjąć ostrza.
Wydał z siebie ostatni głośny ryk, i padł, tuż przy moich stopach.
Spojrzałam na bezwładne ciało, a z mojego oka poleciała łza.
- Przepraszam... - wyszeptałam
Za dużo krwi jest na moim koncie. Za dużo.
Obudził mnie własny krzyk. Była trzecia nad ranem. Słońce nie odgoniło moich koszmarów. Moich wspomnień. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Wstałam i na trzęsących się nogach wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i obmyłam twarz. Gdy wreszcie ochłonęłam spojrzałam w lustro.
Moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna co zawsze. Długie, czarne włosy. Niebieskie oczy i usta, które teraz były całe czerwone. Osoba, która na mnie patrzyła to byłam ja. Prawdziwa ja. Przerażona kolejnym koszmarem, który nie był tylko snem. Był wspomnieniem.
"Dzisiaj już nie zasnę." pomyślałam smutno i zerknęłam na drżące ręce. Ruszyłam do pokoju. Przebrałam się i cicho przemknęłam się schodami w dół, wzdłuż korytarza, potem następne schody i wreszcie ogromne wrota, które pozwoliły mi uwolnić się z tej kamiennej klatki, zwanej szkołą.
Udałam się tam, gdzie zawsze - w las. Może i był zakazany, może i był nie bezpieczny... Jednak to jedyne miejsce, gdzie mogłam oddychać. Sama. I nikt mi już nie przeszkadzał, ani ja nikomu nie wadziłam.
Szłam między drzewami. Nie zważając na to, czy odnajdę drogę powrotną, czy zabiją mnie dzikie stworzenia, czy wpadnę w dół, z którego nie będę mogła się wydostać.
Po półgodzinnym marszu, przedzierając się przez krzaki i inną roślinność dotarłam na polanę leśną. Była na prawdę duża. Można by zrobić na niej jakiś piknik ze szkoły, zawody. Nie, żeby chciało mi się tym zająć.
Usiadłam na konarze, który udało mi się wyłapać wzrokiem z tej ciemności. Wsłuchałam się w odgłosy lasu. Słyszałam sarnę, królika, sowę. Stado kruków wzbiło się do lotu.
Zaraz. Dlaczego kruki odleciały?
Nagle powietrze wokoło wypełnił wstrętny zapach siarki, a zza moich pleców wydobywało się ciepło. I światło.
Odwróciłam się szybko. Moim oczom ukazał się wielki, biały, ziejący ogniem smok. Zerknęłam na niego z przerażeniem.
- Tylko nie to... - wychrypiałam
Był chudy. Za chudy. Nie jadł od dawna. A jedynym jedzeniem w pobliżu byłam ja. Chyba smakowałoby mu moje mięso na ciepło, skoro z jego paszczy znów buchnęły się płomienie, które biegły w moją stronę.
Udało mi się w porę uskoczyć. Schowałam się za pniem drzewa, który po chwili zaczął się palić. Nie mogłam go zabić. To było niewinne stworzenie. Nie jadło od wielu dni, może tygodni. Nie zrobiłoby mi krzywdy gdyby było najedzone. Ale nie było. A ja (chyba) wyglądałam smacznie.
Smok ruszył w moją stronę. Kłapał zębami, chciał sięgnąć mnie pazurami.
Sprawdziłam stan swojego uzbrojenia.
Jeden sztylet.
Jeden sztylet.
Jeden chole*** sztylet.
Jeden chole*** sztylet na trzypiętrowego, głodnego smoka.
Super. Musi wystarczyć.
Zacisnęłam palce na rękojeści ostrza i wzięłam głęboki wdech. Smok podchodził coraz bliżej. Tratował wszystko co popadnie. Palił i rozwalał wszystko, byleby dostać się do swojego posiłku.
Wreszcie, gdy był dostatecznie blisko, gdy jego głowa była praktycznie przy moim ciele, zamachnęłam się i wbiłam nóż w krtań potwora. Utkwił głęboko, po samą rękojeść. Smok rzucał się i szarpał, ale nie potrafił wyjąć ostrza.
Wydał z siebie ostatni głośny ryk, i padł, tuż przy moich stopach.
Spojrzałam na bezwładne ciało, a z mojego oka poleciała łza.
- Przepraszam... - wyszeptałam
Za dużo krwi jest na moim koncie. Za dużo.
Od Mel CD Elizabeth
Znowu ten przeklęty rok szkolny.. oszlaleli. Ale kogo przydzielili do
uczenia nowych? No oczywiście z racji tego że jestem przewodniczącą jak
na razie jedyną musze chodzić po domach i nauczać nowych. Podróż minęła
spokojnie, bez żadnych nieporozumień i zmartwień.
Od razu gdy byłam już w szkole Dyrektor kazał mi iść do Ravenów, orzeł wpuścił mnie bez problemów ~ taka jest cecha bycia przewodniczącą, reszta to same wady.
Podeszłam do pierwszej lepszej osoby.
- Cześć, jestem Melive Von Grindelwart, przewodnicząca i musze cie o prowadzić o ile jesteś nowa...więc, nowa?
Przytaknęła.
- W porządku, zatem za mną.
Chodzilysmy dosc dlugo a ja musialam urzadzac wyklady..
- Zatem, to uczelnia kształcąca przyszłych czarodziejów,demonow itp, mieszcząca się w zamku o nazwie Hogwart. Hogwart jest szkołą, do której trafić mogła osoby, które przejawiaja zdolności magiczne i ukończyły szkolenie w zakresie podstawowym. Hogwart zastępuje naukę w collegu. Do Hogwartu trafiaja dzieci w wieku mniejszym niz 300lat, a nauka trwa lat siedem. W trakcie edukacji uczniowie podchodza do dwóch ważnych testów: SUM-ow, pisanych w piątej klasie, sprawdzających wiedzę ucznia, oraz Owutemow – najważniejszych egzaminów, porównywalnych do matury. Hogwart jest placówką koedukacyjną. Uczęszczać do niego moga zarówno dzieci czarodziejów, jak i dzieci mugoli, demonow czy innych stworzen mające choć kroplę krwi czarodziejów, przez co wykazujące odpowiednie predyspozycje. - wreszcie skonczylam.
- aha - mruknela, a jej odpowiedz mnie nie zadowolila.
< Elizebeth? >
Od razu gdy byłam już w szkole Dyrektor kazał mi iść do Ravenów, orzeł wpuścił mnie bez problemów ~ taka jest cecha bycia przewodniczącą, reszta to same wady.
Podeszłam do pierwszej lepszej osoby.
- Cześć, jestem Melive Von Grindelwart, przewodnicząca i musze cie o prowadzić o ile jesteś nowa...więc, nowa?
Przytaknęła.
- W porządku, zatem za mną.
Chodzilysmy dosc dlugo a ja musialam urzadzac wyklady..
- Zatem, to uczelnia kształcąca przyszłych czarodziejów,demonow itp, mieszcząca się w zamku o nazwie Hogwart. Hogwart jest szkołą, do której trafić mogła osoby, które przejawiaja zdolności magiczne i ukończyły szkolenie w zakresie podstawowym. Hogwart zastępuje naukę w collegu. Do Hogwartu trafiaja dzieci w wieku mniejszym niz 300lat, a nauka trwa lat siedem. W trakcie edukacji uczniowie podchodza do dwóch ważnych testów: SUM-ow, pisanych w piątej klasie, sprawdzających wiedzę ucznia, oraz Owutemow – najważniejszych egzaminów, porównywalnych do matury. Hogwart jest placówką koedukacyjną. Uczęszczać do niego moga zarówno dzieci czarodziejów, jak i dzieci mugoli, demonow czy innych stworzen mające choć kroplę krwi czarodziejów, przez co wykazujące odpowiednie predyspozycje. - wreszcie skonczylam.
- aha - mruknela, a jej odpowiedz mnie nie zadowolila.
< Elizebeth? >
Od Elizabeth
- Elizabeth, wstawaj już! Za trzy godziny musisz byc już w pociągu do
szkoły... - usłyszałam głos mojej mamy za drzwiami mojego pokoju. Więc
to juz dziś... ? Ten czas minął nadzwyczaj szybko!
- Zaraz! - powiedziałam zaspana jednocześnie ziewając, przeciągnęłam sie na łóżku u usiadłam na nim. Byłam wykończona, tę noc spędziłam w całości na dworzu, w postaci wilka. Choc wcale nie było pełni. Po prostu miałam ochotę troche pobiegac, nawet nie pomyslałam o tym, ze rano wyjeżdżam. Zerwałam sie gwałtownie na nogi, ponownie sie wycieągnełam i rozpoczęłam ubieranie.
Po trzydziestu minutach siedziałam juz w kuchni i jadłam śniadanie wraz z rodzicami.
- Dobrze ci się spało? - spytał mnie tata
- Em... tak, a tobie?
- Całkiem nieźle, a jak się czujesz... znaczy, cieszysz się, że juz dziś wyjeżdżasz do szkoły? - nie odpowiedziałam na to pytanie, zajęłam się w pełni jedzeniem. Reszta śniadania minęła w ciszy.
- Masz wszystko? - spytał się mnie ojciec poraz enty z rzędu.
- Tak, mam, tato.
- Ale na pewno? - dopytywała się mama
- Tak, mam wszystko, przecież widzicie...
- Uważaj na siebie, Wolfie - powiedział do mnie mój najlepszy przyjaciel, Gabriel gdy stałam przy wejściu do pociągu.
- Nie martw się, będę.
- NIe zapominaj o pełni! - dodała moja matka gdy znikałam jej z oczu w pociągu. Nie usłyszała juz mojej odpowiedzi.
Pociąg ruszył, machałam rodzicom i Gabrielowi tak długo, aż straciliśmy się nawzajem z oczu.
~"Żegnaj, wolności..." - pomyślałam.
Tiara przydziału uznała iż najlepiej nadaję się do Ravenclawu. W pociągu nie poznałam ani jednej osoby. W pokoju wspólnym naszego domu podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
<Dziewczyno?>
- Zaraz! - powiedziałam zaspana jednocześnie ziewając, przeciągnęłam sie na łóżku u usiadłam na nim. Byłam wykończona, tę noc spędziłam w całości na dworzu, w postaci wilka. Choc wcale nie było pełni. Po prostu miałam ochotę troche pobiegac, nawet nie pomyslałam o tym, ze rano wyjeżdżam. Zerwałam sie gwałtownie na nogi, ponownie sie wycieągnełam i rozpoczęłam ubieranie.
Po trzydziestu minutach siedziałam juz w kuchni i jadłam śniadanie wraz z rodzicami.
- Dobrze ci się spało? - spytał mnie tata
- Em... tak, a tobie?
- Całkiem nieźle, a jak się czujesz... znaczy, cieszysz się, że juz dziś wyjeżdżasz do szkoły? - nie odpowiedziałam na to pytanie, zajęłam się w pełni jedzeniem. Reszta śniadania minęła w ciszy.
- Masz wszystko? - spytał się mnie ojciec poraz enty z rzędu.
- Tak, mam, tato.
- Ale na pewno? - dopytywała się mama
- Tak, mam wszystko, przecież widzicie...
- Uważaj na siebie, Wolfie - powiedział do mnie mój najlepszy przyjaciel, Gabriel gdy stałam przy wejściu do pociągu.
- Nie martw się, będę.
- NIe zapominaj o pełni! - dodała moja matka gdy znikałam jej z oczu w pociągu. Nie usłyszała juz mojej odpowiedzi.
Pociąg ruszył, machałam rodzicom i Gabrielowi tak długo, aż straciliśmy się nawzajem z oczu.
~"Żegnaj, wolności..." - pomyślałam.
Tiara przydziału uznała iż najlepiej nadaję się do Ravenclawu. W pociągu nie poznałam ani jednej osoby. W pokoju wspólnym naszego domu podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
<Dziewczyno?>
Od Camiry CD Elizabeth
Dziś nadszedł ten dzień.Stojąc na peronie dziewiątym z trudem
powstrzymywałam szczęście.Dziś jechałam do Hogwartu.Od grupki
czarodziejów dowiedziałam się,że mam iść na barierkę i wtedy trafię na
peron 9 i 3/4.Tak więc zrobiłam.W pociągu znalazłam wolny
przedział,usiadłam przy oknie i zaczęłam czytać książkę o
eliksirach.Bardzo mnie zaciekawiła i niemal nie zobaczyłam dziewczyny
stojącej w wejściu.
-wolne?-Spytała blondi
Kiwnęłam głową i wróciłam do lektury.Zerknęłam na nią.Byyła na oko w moim wieku.
-Jestem Elizabeth,a ty?-zagadała ponownie
-Camira-dopowiedziałam,poczym podjęłam rozmowę-Do jakiego domu chcesz trafić?
-Do Ravenclawa,a ty?
-Gdzie trafie to trafię,ale Ravenclaw brzmi nieźle.
Cała podróż minęła nam na rozmowach.Ździwiła się gdy powiedziałam jej o mojej rasie,a ja z kolei nie mogłam powstrzymac pytanie:Jak to?,gdy usłyszałam o jej wilkołactwie.
Dojechaliśmy do Hogwartu.Po wejściu do zamku stara czarownica wprowadziła nas do sali głównej.Tam ustawiliśmy się w kolejce.
Elizabeth trafiła do Ravenclawa i przyszła kolej na mnie.
-Camira Masson-krzyknęła czarownica
Usiadłam na stołku i założyłam tiarę.Po chwili zastanowienia wrzasnęła:"Ravenclaw".Wstałam odłożyłam ją i zajęłąm miejsce koło Elizabeth.
<Elizabeth?>
-wolne?-Spytała blondi
Kiwnęłam głową i wróciłam do lektury.Zerknęłam na nią.Byyła na oko w moim wieku.
-Jestem Elizabeth,a ty?-zagadała ponownie
-Camira-dopowiedziałam,poczym podjęłam rozmowę-Do jakiego domu chcesz trafić?
-Do Ravenclawa,a ty?
-Gdzie trafie to trafię,ale Ravenclaw brzmi nieźle.
Cała podróż minęła nam na rozmowach.Ździwiła się gdy powiedziałam jej o mojej rasie,a ja z kolei nie mogłam powstrzymac pytanie:Jak to?,gdy usłyszałam o jej wilkołactwie.
Dojechaliśmy do Hogwartu.Po wejściu do zamku stara czarownica wprowadziła nas do sali głównej.Tam ustawiliśmy się w kolejce.
Elizabeth trafiła do Ravenclawa i przyszła kolej na mnie.
-Camira Masson-krzyknęła czarownica
Usiadłam na stołku i założyłam tiarę.Po chwili zastanowienia wrzasnęła:"Ravenclaw".Wstałam odłożyłam ją i zajęłąm miejsce koło Elizabeth.
<Elizabeth?>
Pierwszy konkurs !
ZWIERZE :
Sowa
Tematem konkursu jest :
Napisz opowiadanie na temat ; Siedzisz na zwalonym pniu, nagle czujesz zapach siarki, odwracasz sie i twoim oczom ukazuje sie smok (otworz link)
zieje prosto na ciebie, chce cie zaatakowac, a co gorsza zabic, nie ma oprocz was nikogo innego, co robisz? Dzwonisz do mamy? Uciekasz gdzie pieprz rosnie? Czy stajesz do walki?
Napisz o tym opowiadanie!
Zwyciezce wyloni Administracja dnia 27.08,2014 roku!
Szansy nie zmarnowala...Octawia! Witamy!
Zwierze brak
Imię: Octawia
Przydomek/Pseudonim: Octy
Rasa: Elf zimowy
Dom: Gryffindor
Motto: ciężka praca czyni mistrza
Płeć: kobieta
Wiek: 20
Pochodzenie: Pochodze z ąlaski ale ludzie mnie nie widzieli
Charakter: jest miła uczciwa i szybko uczy się
Aparacja:Ma czarne włosy żółtawą cere jak u chinczyka.ma metr piędziesiąt wzrostu.Jej uczy są koloru niebieskiego.
Sympatia: szukam tego ukocanego
Umiejętności specjalne: gdy sie złości wiej oczach widać ciemną czarną wichure,Potrafi robić śnieg z niczego
Umiejętności: jest silna,szybko się uczy oraz utalentowana
Rodzina: jedynie została mi babcia
Historia: Była wielka ciemna noc na alasce.Chociaż moi rodzice nie widzieli kto sie ukrywa w burzy.Wiec wszyscy poszliśmy do domu.I nagle słyszałam jakiś hałas .Lecz nie mogłam tego sprawdzić.Więc kazali mi iść do łóżka iść spać.Nadal niepamietam co się stało.
Steruje: natalia1021
jako elf:
Imię: Octawia
Przydomek/Pseudonim: Octy
Rasa: Elf zimowy
Dom: Gryffindor
Motto: ciężka praca czyni mistrza
Płeć: kobieta
Wiek: 20
Pochodzenie: Pochodze z ąlaski ale ludzie mnie nie widzieli
Charakter: jest miła uczciwa i szybko uczy się
Aparacja:Ma czarne włosy żółtawą cere jak u chinczyka.ma metr piędziesiąt wzrostu.Jej uczy są koloru niebieskiego.
Sympatia: szukam tego ukocanego
Umiejętności specjalne: gdy sie złości wiej oczach widać ciemną czarną wichure,Potrafi robić śnieg z niczego
Umiejętności: jest silna,szybko się uczy oraz utalentowana
Rodzina: jedynie została mi babcia
Historia: Była wielka ciemna noc na alasce.Chociaż moi rodzice nie widzieli kto sie ukrywa w burzy.Wiec wszyscy poszliśmy do domu.I nagle słyszałam jakiś hałas .Lecz nie mogłam tego sprawdzić.Więc kazali mi iść do łóżka iść spać.Nadal niepamietam co się stało.
Steruje: natalia1021
jako elf:
Szansy nie zmarnowala..Rosalie! Witamy!
Zwierze: brak
Imię: Rosalie
Przydomek/Pseudonim: Rose
Rasa: Banshee
Dom: Gryffindor
Motto: "Nie walcz z idiotami. Mają przewagę liczebną."
Płeć: kobieta
Wiek: 230
Pochodzenie: Francja
Charakter: Przed tragicznym wypadkiem była duszą towarzystwa. Na jej ustach zawsze gościł uśmiech. Była uprzejma, stosowna i zawsze odnajdywała wyjście z sytuacji. Jest znakomitą kłamczuchą i aktorką. Gdy jest w opresji próbuje myśleć logicznie lecz często działa spontanicznie. Rosalie jest osobą bardzo ambitną.Wydaje się być płytką i zuchwałą dziewczyną, jest to jednak powierzchowne wrażenie. Posiada poziom IQ geniusza, dobrze orientuje się w dziedzinie chemii oraz rozumie klasyczną jak i archaiczną łacinę.
Aparacja: Rosalie jest dosyć niską (160 cm) dziewczyną o szczupłej sylwetce. Posiada jasną cerę z charakterystycznym znamieniem w kształcie gwiazdy na nadgarstku. Ma ciemno brązowe oczy, które często maluje by były bardziej wyraziste. Tak samo usta do których używa czerwonej szminki. Nie wolno zapomnieć także o jej charakterystycznych długich, kręconych, miodowych włosach.
Sympatia: Nie wierzy w miłość.
Umiejętności specjalne: Przewiduje śmierć, sprowadza koszmary senne i czyta w myślach.
Umiejętności: Rosalie jest inteligentą i sprytną dziewczyną. Potrafi logicznie myśleć w trudnych sytuacjach. Jest też osobą zaradną i bardzo wysportowaną.
Rodzina: Scott † Matka : Katherina † Młodszy brat : Thomas †
Historia: Urodziła się w bogatej rodzinie lecz pewnego dnia gdy Lydia była w terenie jeżdżąc konno jej rodzinny dom się spalił. Okazało się że wszyscy członkowie jej rodziny zginęli w pożarze. Nie miała gdzie sie podziać więc uciekła. Wtedy otrzymała list z Hogwatru. Ma nadzieję że stanie się jej drugim domem i pozna kogoś kto stanie się jej prawdziwym przyjacielem.
Steruje: JessyJ
Imię: Rosalie
Przydomek/Pseudonim: Rose
Rasa: Banshee
Dom: Gryffindor
Motto: "Nie walcz z idiotami. Mają przewagę liczebną."
Płeć: kobieta
Wiek: 230
Pochodzenie: Francja
Charakter: Przed tragicznym wypadkiem była duszą towarzystwa. Na jej ustach zawsze gościł uśmiech. Była uprzejma, stosowna i zawsze odnajdywała wyjście z sytuacji. Jest znakomitą kłamczuchą i aktorką. Gdy jest w opresji próbuje myśleć logicznie lecz często działa spontanicznie. Rosalie jest osobą bardzo ambitną.Wydaje się być płytką i zuchwałą dziewczyną, jest to jednak powierzchowne wrażenie. Posiada poziom IQ geniusza, dobrze orientuje się w dziedzinie chemii oraz rozumie klasyczną jak i archaiczną łacinę.
Aparacja: Rosalie jest dosyć niską (160 cm) dziewczyną o szczupłej sylwetce. Posiada jasną cerę z charakterystycznym znamieniem w kształcie gwiazdy na nadgarstku. Ma ciemno brązowe oczy, które często maluje by były bardziej wyraziste. Tak samo usta do których używa czerwonej szminki. Nie wolno zapomnieć także o jej charakterystycznych długich, kręconych, miodowych włosach.
Sympatia: Nie wierzy w miłość.
Umiejętności specjalne: Przewiduje śmierć, sprowadza koszmary senne i czyta w myślach.
Umiejętności: Rosalie jest inteligentą i sprytną dziewczyną. Potrafi logicznie myśleć w trudnych sytuacjach. Jest też osobą zaradną i bardzo wysportowaną.
Rodzina: Scott † Matka : Katherina † Młodszy brat : Thomas †
Historia: Urodziła się w bogatej rodzinie lecz pewnego dnia gdy Lydia była w terenie jeżdżąc konno jej rodzinny dom się spalił. Okazało się że wszyscy członkowie jej rodziny zginęli w pożarze. Nie miała gdzie sie podziać więc uciekła. Wtedy otrzymała list z Hogwatru. Ma nadzieję że stanie się jej drugim domem i pozna kogoś kto stanie się jej prawdziwym przyjacielem.
Steruje: JessyJ
Szansy nie zmarnowala...Camira Masson! Witamy!
Zwierze: brak
Imię: Camira Masson
Przydomek/Pseudonim: Cami
Rasa: Wila
Dom: Ravenclaw
Motto: Uwielbiam sięgać granic swoich możliwości, a nawet je przekraczać. To naprawdę wspaniałe uczucie dokonać więcej, niż się po sobie spodziewało!
Płeć:Kobieta
Wiek: 255
Pochodzenie: Australia
Charakter: Camira jest na pozór tajemnicza i nieśmiała jednak tak na prawdę to wulkan energii. Opryskliwa i czasem bezczelna dla nieznajomych. Musi dobrze kogoś poznać, aby zyskał on jej zaufanie.Potajemnie śpiewa i marzy o wydaniu własnej płyty.Jest weganką i szanuje zwierzęta.
Aparacja: Najczęściej ma długie,kręcone blond włosy i mocny makijaż.Ma jasną cerę,niebiesko-szare oczy i kolczyk w nosie.Używa też delikatnego błyszczyku.Jednak umie przyjąć postać,każdej innej dziewczyny.
Sympatia: Uwielbia flirtować,ale nie znalazła jeszcze żadnego chłopaka,który by jej się serio podobał.
Umiejętności specjalne:
Wila-Może objawić swoją prawdziwą postać,bądź zmienić się w niektóre zwierzęta
Czaromowa-Czaromowa jest rzadką zdolnością hipnozy,może sprawić, że ludzie zrobią wszystko co rozkaże
Postrzeganie-Umie zobaczyć i porozumieć się telepatycznie z osobą oddaloną o tysiące kilometrów.Potrzebuje do tego zbiornika ze stojącą wodą.
Umiejętności: Jest inteligentna i przebiegła.Opanowała przedmioty szkolne związane z eliksirami i transmutacją.
Rodzina: Jej matka jest wilą,a reszty rodziny nie zna
Historia: Urodziła się gdzieś w głuszy w Australii.Tam też mieszkała,na uboczu,sama z matką.Kilkanaście lat potem przeprowadziła się do Anglii,gdzie próbowała się wtopić w społeczeństwo.A potem dostała list
Steruje: k.a.p
Inne zdjęcia : Jej prawdziwa postać:
Imię: Camira Masson
Przydomek/Pseudonim: Cami
Rasa: Wila
Dom: Ravenclaw
Motto: Uwielbiam sięgać granic swoich możliwości, a nawet je przekraczać. To naprawdę wspaniałe uczucie dokonać więcej, niż się po sobie spodziewało!
Płeć:Kobieta
Wiek: 255
Pochodzenie: Australia
Charakter: Camira jest na pozór tajemnicza i nieśmiała jednak tak na prawdę to wulkan energii. Opryskliwa i czasem bezczelna dla nieznajomych. Musi dobrze kogoś poznać, aby zyskał on jej zaufanie.Potajemnie śpiewa i marzy o wydaniu własnej płyty.Jest weganką i szanuje zwierzęta.
Aparacja: Najczęściej ma długie,kręcone blond włosy i mocny makijaż.Ma jasną cerę,niebiesko-szare oczy i kolczyk w nosie.Używa też delikatnego błyszczyku.Jednak umie przyjąć postać,każdej innej dziewczyny.
Sympatia: Uwielbia flirtować,ale nie znalazła jeszcze żadnego chłopaka,który by jej się serio podobał.
Umiejętności specjalne:
Wila-Może objawić swoją prawdziwą postać,bądź zmienić się w niektóre zwierzęta
Czaromowa-Czaromowa jest rzadką zdolnością hipnozy,może sprawić, że ludzie zrobią wszystko co rozkaże
Postrzeganie-Umie zobaczyć i porozumieć się telepatycznie z osobą oddaloną o tysiące kilometrów.Potrzebuje do tego zbiornika ze stojącą wodą.
Umiejętności: Jest inteligentna i przebiegła.Opanowała przedmioty szkolne związane z eliksirami i transmutacją.
Rodzina: Jej matka jest wilą,a reszty rodziny nie zna
Historia: Urodziła się gdzieś w głuszy w Australii.Tam też mieszkała,na uboczu,sama z matką.Kilkanaście lat potem przeprowadziła się do Anglii,gdzie próbowała się wtopić w społeczeństwo.A potem dostała list
Steruje: k.a.p
Inne zdjęcia : Jej prawdziwa postać:
Szansy nie zmarnowala...Elizabeth Werdert! Witamy!
Zwierze: -
Imię: Elizabeth Werdert
Przydomek/Pseudonim: Wolfy, Beth, Eliza
Rasa: Czarodziej, wilkołak
Dom: Ravenclaw
Motto: "Broń, z którą człowiek nie umie się obchodzić, zostaje z reguły użyta przeciw niemu."
Płeć: Kobieta
Wiek: 251 lat
Pochodzenie: USA
Charakter: Elizabeth jest zazwyczaj wesołą i miłą osobą ale czasem potrafi byc po prostu podła co na szczęście nie zdarza się często. Uwielbia muzykę i książki. Niezwykle łatwo zawiera nowe znajomości. Niestety(lub stety) nie można powiedziec że jest grzeczną dziewczynką...
Aparacja: Wolfy to dośc wysoka blondynka o dużych oczach w kolorze toffi. Jej włosy są średniej długości. Ma gładką cerę i jasna karnację skóry oraz smukłą sylwetkę. NIe można jej nazwac cudem ale z całą pewnościa jest "ładna" cokolwiek to znaczy...
Sympatia: Nawet, gdybym nie szukała miłości, ona i tak by do mnie prędzej, czy później przyszła. Po co więc się temu sprzeciwiac?
Umiejętności specjalne: Poza tym, że za sprawą klątwy wilkołactwa w każdą pełnie przemienia sie w wilka, potrafi też to zrobic każdego innego dnia. Na wałsne życzenie. Dawno juz bowiem pogodziła się z tymi "zdolonościami", a nawet je polubiła i nauczyła sie w pełni zachowac świadomośc podczas przemiany. Wyczulone zmysły posiada nawet wtedy, kiedy jest w swojej ludzkiej postaci.
Umiejętności: Jest niezwykle spostrzegawcza i bardzo szybko się uczy.
Rodzina:
- Matka - Gwendolyn
- Ojciec - Alexander
Historia: Jej narodziny nie odbyły się w żadnym z istniejących szpitali, a w domu. Dokładniej w niewielkiej chatce w samym środku lasu. Jej dzieciństwo również nie było takie, jak innych, a to wszystko przez klątwę ciążącą na całej jej rodzinie - klątwę wilkołactwa. Podczas każdej pełni ona wraz z rodzicami przemieniała się w wilki, nie w hybrydy ludzi z wilkami jak to jest w większości przypadków tej klątwy, w zwykłe wilki... no, może nie takie zwykłe, ale z wyglądu owszem. W każdym razie w każdą pełnię polowała wraz z rodzicami. Nigdy nie mieli w zwyczaju leczenia swojej przypadłości. Byli dumnie z tego, jacy są.
Problem pojawił sie dopiero wówczas, gdy do domu przyleciała sowa z listem, z zaproszeniem do Hogwartu. Z początku ani Elizabeth, ani jej rodzice nie chcieli jej tam zapisac ale w końcu zdecydowali sie jednak posłac córke do szkoły... jedynie za sprawą jej przyjaciela, który przekonał ją do nauki magii. On również jest wilkołakiem ale posłano go do innej szkoły.
Steruje: The Lol Studios
Inne zdjęcia:
Imię: Elizabeth Werdert
Przydomek/Pseudonim: Wolfy, Beth, Eliza
Rasa: Czarodziej, wilkołak
Dom: Ravenclaw
Motto: "Broń, z którą człowiek nie umie się obchodzić, zostaje z reguły użyta przeciw niemu."
Płeć: Kobieta
Wiek: 251 lat
Pochodzenie: USA
Charakter: Elizabeth jest zazwyczaj wesołą i miłą osobą ale czasem potrafi byc po prostu podła co na szczęście nie zdarza się często. Uwielbia muzykę i książki. Niezwykle łatwo zawiera nowe znajomości. Niestety(lub stety) nie można powiedziec że jest grzeczną dziewczynką...
Aparacja: Wolfy to dośc wysoka blondynka o dużych oczach w kolorze toffi. Jej włosy są średniej długości. Ma gładką cerę i jasna karnację skóry oraz smukłą sylwetkę. NIe można jej nazwac cudem ale z całą pewnościa jest "ładna" cokolwiek to znaczy...
Sympatia: Nawet, gdybym nie szukała miłości, ona i tak by do mnie prędzej, czy później przyszła. Po co więc się temu sprzeciwiac?
Umiejętności specjalne: Poza tym, że za sprawą klątwy wilkołactwa w każdą pełnie przemienia sie w wilka, potrafi też to zrobic każdego innego dnia. Na wałsne życzenie. Dawno juz bowiem pogodziła się z tymi "zdolonościami", a nawet je polubiła i nauczyła sie w pełni zachowac świadomośc podczas przemiany. Wyczulone zmysły posiada nawet wtedy, kiedy jest w swojej ludzkiej postaci.
Umiejętności: Jest niezwykle spostrzegawcza i bardzo szybko się uczy.
Rodzina:
- Matka - Gwendolyn
- Ojciec - Alexander
Historia: Jej narodziny nie odbyły się w żadnym z istniejących szpitali, a w domu. Dokładniej w niewielkiej chatce w samym środku lasu. Jej dzieciństwo również nie było takie, jak innych, a to wszystko przez klątwę ciążącą na całej jej rodzinie - klątwę wilkołactwa. Podczas każdej pełni ona wraz z rodzicami przemieniała się w wilki, nie w hybrydy ludzi z wilkami jak to jest w większości przypadków tej klątwy, w zwykłe wilki... no, może nie takie zwykłe, ale z wyglądu owszem. W każdym razie w każdą pełnię polowała wraz z rodzicami. Nigdy nie mieli w zwyczaju leczenia swojej przypadłości. Byli dumnie z tego, jacy są.
Problem pojawił sie dopiero wówczas, gdy do domu przyleciała sowa z listem, z zaproszeniem do Hogwartu. Z początku ani Elizabeth, ani jej rodzice nie chcieli jej tam zapisac ale w końcu zdecydowali sie jednak posłac córke do szkoły... jedynie za sprawą jej przyjaciela, który przekonał ją do nauki magii. On również jest wilkołakiem ale posłano go do innej szkoły.
Steruje: The Lol Studios
Inne zdjęcia:
jako wilk:
Szansy nie zmarnowala...Caitir ! Witamy !
Zwierze: Brak.
Imię: Caitir
Przydomek/Pseudonim: Cat, Silver
Imię: Caitir
Przydomek/Pseudonim: Cat, Silver
Rasa: Czarodziej
Dom: Ravenclaw
Motto: ,,Umiesz liczyć? Licz na siebie"
Płeć: Kobieta
Wiek: 264 lata
Pochodzenie: Kanada
Charakter: Caitir jest to na pozór cicha i łagodna dziewczyna. Może wydawać się również niezbyt inteligentna, ale to tylko przykrywka. Ta dziewczyna jest nadzwyczaj mądra, sprytna i przebiegła. Przeciwnika potrafi przyprzeć do muru w niecałe 2 minuty. Ma również bardzo bogate słownictwo, które nie ogranicza się w tylko miłe słowa. Umie nieźle dopiec człowiekowi, iż to jest ,,mistrzyni ciętej riposty". Doskonale kłamie i udaje.
Aparacja: Caitir jest średniego wzrostu dziewczyną o kobiecej sylwetce. To znaczy ma dosyć szerokie biodra i wąskie barki. Mimo swoich kobiecych kształtów jest niezwykle wysportowana. Posiada bardzo bladą cerę. Ma średniej długości srebrne, matowe włosy. Jej oczy są barwy szarej, lecz przy odpowiednim świetle, mogą wydawać się blado-niebieskie. Często nakłada na siebie mocny makijaż, ale tylko na oczy.
Sympatia: Szuka
Umiejętności specjalne:
~Potrafi magią tworzyć rzeczy z lodu.
~Jej oczy, jako normalne są szare, lecz zależnie od jej emocji zmieniają kolor. Np. złość - czerwone, miłość - różowe, przygnębienie - czarne itp.
Umiejętności: Jest niezwykle szybka i zwinna. Nie przoduje w sile, ale za to doskonale planuje strategię, przez co jest trudna do złapania. Poza tym doskonale strzela z łuku.
Rodzina: Rodzice, starsza siostra i młodszy brat pozostali w Kanadzie.
Historia: Caitir urodziła się w miejscowości Whitehorse, w Kanadzie. Wychowywała się tam dosyć długo; większość życia. Kiedy dowiedziała się, że jest czarodziejką z początku nie mogła dojść do siebie. Oczywiście powiedzieli jej to rodzice, którzy również byli czarodziejami. Chciała wyjechać z Kanady, gdzieś gdzie jest Akademia dla młodych czarodziejów. Jednak rodzina nie miała na to pieniędzy; wszystkie dorobki poszły na studia starszej siostry Caitir - Corsy. Ale paląca potrzeba podróży, zagoniła dziewczynę do pracy. Tam dostatecznie zarobiła i chciała wyjechać do szkoły. Właśnie wtedy doszedł do niej list z Hogwartu. Zapłaciła za podróż i przyjechała tutaj.
Steruje: kocham wilki
Inne zdjęcia: ---
Dom: Ravenclaw
Motto: ,,Umiesz liczyć? Licz na siebie"
Płeć: Kobieta
Wiek: 264 lata
Pochodzenie: Kanada
Charakter: Caitir jest to na pozór cicha i łagodna dziewczyna. Może wydawać się również niezbyt inteligentna, ale to tylko przykrywka. Ta dziewczyna jest nadzwyczaj mądra, sprytna i przebiegła. Przeciwnika potrafi przyprzeć do muru w niecałe 2 minuty. Ma również bardzo bogate słownictwo, które nie ogranicza się w tylko miłe słowa. Umie nieźle dopiec człowiekowi, iż to jest ,,mistrzyni ciętej riposty". Doskonale kłamie i udaje.
Aparacja: Caitir jest średniego wzrostu dziewczyną o kobiecej sylwetce. To znaczy ma dosyć szerokie biodra i wąskie barki. Mimo swoich kobiecych kształtów jest niezwykle wysportowana. Posiada bardzo bladą cerę. Ma średniej długości srebrne, matowe włosy. Jej oczy są barwy szarej, lecz przy odpowiednim świetle, mogą wydawać się blado-niebieskie. Często nakłada na siebie mocny makijaż, ale tylko na oczy.
Sympatia: Szuka
Umiejętności specjalne:
~Potrafi magią tworzyć rzeczy z lodu.
~Jej oczy, jako normalne są szare, lecz zależnie od jej emocji zmieniają kolor. Np. złość - czerwone, miłość - różowe, przygnębienie - czarne itp.
Umiejętności: Jest niezwykle szybka i zwinna. Nie przoduje w sile, ale za to doskonale planuje strategię, przez co jest trudna do złapania. Poza tym doskonale strzela z łuku.
Rodzina: Rodzice, starsza siostra i młodszy brat pozostali w Kanadzie.
Historia: Caitir urodziła się w miejscowości Whitehorse, w Kanadzie. Wychowywała się tam dosyć długo; większość życia. Kiedy dowiedziała się, że jest czarodziejką z początku nie mogła dojść do siebie. Oczywiście powiedzieli jej to rodzice, którzy również byli czarodziejami. Chciała wyjechać z Kanady, gdzieś gdzie jest Akademia dla młodych czarodziejów. Jednak rodzina nie miała na to pieniędzy; wszystkie dorobki poszły na studia starszej siostry Caitir - Corsy. Ale paląca potrzeba podróży, zagoniła dziewczynę do pracy. Tam dostatecznie zarobiła i chciała wyjechać do szkoły. Właśnie wtedy doszedł do niej list z Hogwartu. Zapłaciła za podróż i przyjechała tutaj.
Steruje: kocham wilki
Inne zdjęcia: ---
Od Diany Carter
Moi rodzice zostali zamordowani. Ja nie chciałam żyć wśród ludzi, a tym
bardziej w rodzinie zastępczej. Stałam się podróżniczką. Niczego ze sobą
nie miałam. Kontaktowałam się ze zwierzętami jak z ludźmi. Rozumiałam
ich, a one mnie. Żyło mi się cudownie. Jadłam owoce i czasem mięso które
zostawiały inne zwierzęta – oczywiście na ognisku je piekłam. Niczego
mi nie było trzeba. Kochałam malować jak i śpiewać. Czasem sobie
śpiewałam patrząc w gwiazdy. Wolałam zwierzęta i rośliny od ludzi,
jednak to się zmieniło…
Pewnego dnia gdy właśnie wstałam przyleciała do mnie sowa. Siadła mi na ramię i podała list. Wzięłam białą kartkę w dłonie i zaczęłam otwierać kopertę. Wyjęłam białą kartkę z napisami. To co było napisane w liście:
”Zawiadamy niż, niniejsza Diana Carter została zaproszona do szkoły Hogwartu, by doskonalić swe umiejętności czarodziejskie jak i magiczne”
Pewnego dnia gdy właśnie wstałam przyleciała do mnie sowa. Siadła mi na ramię i podała list. Wzięłam białą kartkę w dłonie i zaczęłam otwierać kopertę. Wyjęłam białą kartkę z napisami. To co było napisane w liście:
”Zawiadamy niż, niniejsza Diana Carter została zaproszona do szkoły Hogwartu, by doskonalić swe umiejętności czarodziejskie jak i magiczne”
Nie wiem co wtedy czułam. Dowiedziałam się, że jestem czarodziejką. Nie no. To
jest coś. Postanowiłam wykorzystać z okazji. Sowa pokazała mi drogę i
ruszyłam w moją podróż…
Stałam właśnie na placu jakiegoś miasta
- Witaj. To ty pewnie jesteś Diana Carter
Obróciłam się i zobaczyłam dużego mężczyznę
- Yhym
Pokiwałam głową
- To świetnie. Ja jestem Hagrit. Zawiadomię Hogwart. Ty musisz kupić sobie te rzeczy
Podał mi kartkę
- Ale ja nic nie mam
- Nie martw się. Tu są twoje pieniądze
Podał mi jakąś sakiewkę i odszedł z uśmiechem. To było dziwne, ale dobra tam. Poszłam kupić wpierw sowę. Kupiłam piękną białego ptaka. Potem poszłam po różdżkę. To trochę mi zajęło. Za każdym razem, gdy dostawałam różdżkę i machnęłam ją, coś się psuło, albo niszczyło. Wtedy wszedł do sklepu jakiś chłopak z połamaną różdżką. W tym samym czasie machnęłam kolejną różdżką i wazon który stał na ladzie poleciał w stronę chłopaka
<Jakiś chłopak?>
Stałam właśnie na placu jakiegoś miasta
- Witaj. To ty pewnie jesteś Diana Carter
Obróciłam się i zobaczyłam dużego mężczyznę
- Yhym
Pokiwałam głową
- To świetnie. Ja jestem Hagrit. Zawiadomię Hogwart. Ty musisz kupić sobie te rzeczy
Podał mi kartkę
- Ale ja nic nie mam
- Nie martw się. Tu są twoje pieniądze
Podał mi jakąś sakiewkę i odszedł z uśmiechem. To było dziwne, ale dobra tam. Poszłam kupić wpierw sowę. Kupiłam piękną białego ptaka. Potem poszłam po różdżkę. To trochę mi zajęło. Za każdym razem, gdy dostawałam różdżkę i machnęłam ją, coś się psuło, albo niszczyło. Wtedy wszedł do sklepu jakiś chłopak z połamaną różdżką. W tym samym czasie machnęłam kolejną różdżką i wazon który stał na ladzie poleciał w stronę chłopaka
<Jakiś chłopak?>
Szansy nie zmarnowala... Diana Carter! Witamy !
Zwierze: Nie mam
Imię: Diana Carter
Przydomek/Pseudonim: Di, Ana
Rasa: Czarodziej
Dom: Gryffindor
Motto: "Nigdy się nie poddawaj"
Płeć: Kobieta
Wiek: 253 lat
Pochodzenie: Polska
Imię: Diana Carter
Przydomek/Pseudonim: Di, Ana
Rasa: Czarodziej
Dom: Gryffindor
Motto: "Nigdy się nie poddawaj"
Płeć: Kobieta
Wiek: 253 lat
Pochodzenie: Polska
Charakter:
Jestem miła i pomocna. Nie rzucam słów na wiatr. Jestem podróżniczką.
Dobrze się uczę. Chętnie pomagam – nawet ludziom. Nie zadaje się z
ludźmi, ale ze zwierzętami. Kocham je. Lubię pracować przy zwierzętach i
roślinach. Nie jestem rozmówcza, ani towarzyska. Jestem szczera do
bólu, chociaż umiem trzymać język za zębami. Kłamię tylko wtedy kiedy
trzeba. Nie winie innych za swą klęskę. Umiem przyznać się do błędu.
Lubię się bawić i szaleć, ale nie przy ludziach. Nie szukam przyjaciół.
Jestem szarą myszka w kącie. Szanuje ludzi
Aparacja: Szare oczy / Ciemny blond włosy / Znak na nadgarstku – wilk / Szczupła / Silna / Lekki uśmiech na twarzy / Jasne końcówki włosów / Bransoletka z sercem / Kręcone włosy
Sympatia: Tylko pomarzyć
Umiejętności specjalne:
1. Zmysły – mam wyostrzone zmysły 10 razy mocniej niż inni
2. Telekineza – podnoszę i przestawiam rzeczy myślą
3. Hipnoza – hipnotyzowanie wzrokiem
Umiejętności: Spryt / Siła / Odwaga / Szybkość / Zwinność i akrobatyka / Malarstwo / Śpiew / Rozumowanie zwierząt - nie rozmawianie słowami
Rodzina: Zamordowana
Historia: Moi rodzice zostali zamordowani. Ja nie chciałam żyć wśród ludzi, a tym bardziej w rodzinie zastępczej. Stałam się podróżniczką. Niczego ze sobą nie miałam. Kontaktowałam się ze zwierzętami jak z ludźmi. Rozumiałam ich, a one mnie. Żyło mi się cudownie. Jadłamowoce i czasem mięso które zostawiały inne zwierzęta – oczywiście na ognisku je piekłam. Niczego mi nie było trzeba. Kochałam malować jak i śpiewać. Czasem sobie śpiewałam patrząc w gwiazdy. Wolałam zwierzęta i rośliny od ludzi, jednak to się zmieniło… Pewnego dnia gdy właśnie wstałam przyleciała do mnie sowa. Siadła mi na ramię i podała list. Wzięłam białą kartkę w dłonie i zaczęłam otwierać kopertę. Wyjęłam białą kartkę z napisami. To co było napisane w liście: ”Zawiadamy niż, niniejsza Diana Carter została zaproszona do szkoły Hogwartu, by doskonalić swe umiejętności czarodziejskie jak i magiczne”. Nie wiem co wtedy czułam. Dowiedziałam się, że jestem czarodziejką. Nie no. To jest coś. Postanowiłam wykorzystać z okazji. Sowa pokazała mi drogę i ruszyłam w moją podróż…
Steruje: aneczka16
Inne zdjęcia:
Aparacja: Szare oczy / Ciemny blond włosy / Znak na nadgarstku – wilk / Szczupła / Silna / Lekki uśmiech na twarzy / Jasne końcówki włosów / Bransoletka z sercem / Kręcone włosy
Sympatia: Tylko pomarzyć
Umiejętności specjalne:
1. Zmysły – mam wyostrzone zmysły 10 razy mocniej niż inni
2. Telekineza – podnoszę i przestawiam rzeczy myślą
3. Hipnoza – hipnotyzowanie wzrokiem
Umiejętności: Spryt / Siła / Odwaga / Szybkość / Zwinność i akrobatyka / Malarstwo / Śpiew / Rozumowanie zwierząt - nie rozmawianie słowami
Rodzina: Zamordowana
Historia: Moi rodzice zostali zamordowani. Ja nie chciałam żyć wśród ludzi, a tym bardziej w rodzinie zastępczej. Stałam się podróżniczką. Niczego ze sobą nie miałam. Kontaktowałam się ze zwierzętami jak z ludźmi. Rozumiałam ich, a one mnie. Żyło mi się cudownie. Jadłamowoce i czasem mięso które zostawiały inne zwierzęta – oczywiście na ognisku je piekłam. Niczego mi nie było trzeba. Kochałam malować jak i śpiewać. Czasem sobie śpiewałam patrząc w gwiazdy. Wolałam zwierzęta i rośliny od ludzi, jednak to się zmieniło… Pewnego dnia gdy właśnie wstałam przyleciała do mnie sowa. Siadła mi na ramię i podała list. Wzięłam białą kartkę w dłonie i zaczęłam otwierać kopertę. Wyjęłam białą kartkę z napisami. To co było napisane w liście: ”Zawiadamy niż, niniejsza Diana Carter została zaproszona do szkoły Hogwartu, by doskonalić swe umiejętności czarodziejskie jak i magiczne”. Nie wiem co wtedy czułam. Dowiedziałam się, że jestem czarodziejką. Nie no. To jest coś. Postanowiłam wykorzystać z okazji. Sowa pokazała mi drogę i ruszyłam w moją podróż…
Steruje: aneczka16
Inne zdjęcia:
Od Ro
Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się dokładnie. Miałam nadzieję, że nikogo
nie spotkam. Nie miałam ochoty na pogawędki. Chciałam jak najszybciej
się stąd zmyć niezauważona. Musiałam jednak pozostać wolna, w normalnym
tempie marszu bo gdybym niebezpiecznie przyspieszyła okropny hałas
niósłby się korytarzami szkoły, co przyciągnęłoby uwagę innych.
Chciałam po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza. Ciągle ukrywałam się w siedzibie Ravenclow, z obawy, że ktoś zapragnie mojego towarzystwa.
Gdy wyszłam z budynku okropny wiatr owiał moją twarz. Ruszyłam przed siebie, w stronę lasu. Tam już nikt mnie nie znajdzie.
Szłam spokojnie, nerwowo rozglądając się na wszystkie strony. Nikogo nie dostrzegałam. Przyspieszyłam nieco kroku i po chwili byłam już wśród drzew.
Odetchnęłam głęboko i siadłam na najbliższym pieńku. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Szybko obejrzałam się za siebie i dostrzegłam jakąś postać.
< Chciałby ktoś dokończyć? >
Chciałam po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza. Ciągle ukrywałam się w siedzibie Ravenclow, z obawy, że ktoś zapragnie mojego towarzystwa.
Gdy wyszłam z budynku okropny wiatr owiał moją twarz. Ruszyłam przed siebie, w stronę lasu. Tam już nikt mnie nie znajdzie.
Szłam spokojnie, nerwowo rozglądając się na wszystkie strony. Nikogo nie dostrzegałam. Przyspieszyłam nieco kroku i po chwili byłam już wśród drzew.
Odetchnęłam głęboko i siadłam na najbliższym pieńku. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Szybko obejrzałam się za siebie i dostrzegłam jakąś postać.
< Chciałby ktoś dokończyć? >
Szansy nie zmarnowala...Roulette ! Witamy !
Zwierze: ---
Imię: Roulette
Przydomek/Pseudonim: Ro
Rasa: Pół wampir
Dom: Ravenclaw
Motto: Rodzimy się nikim, a stajemy sobą.
Płeć: Kobieta
Wiek: 190 lat
Pochodzenie: Syberia (Rosja)
Charakter: Ro jest bardziej skryta, niż wredna. Boi się dopuścić kogokolwiek do swoich tajemnic. Jej oczy za dużo widziały i nie mogą zapomnieć. Kiedyś była wesoła i nawet miła. Teraz zrobi wszystko, byleby nikt się do niej nie zbliżył. Będzie chamska i wstrętna, ale nie da nikomu wygrzebać spod sterty gruzów jej dawnej radości.
Aparacja: Nie należy do najwyższych ludzi, jest przeciętna w centymetrach. Ma niebieskie oczy, które w momentach jej wściekłości rozjaśniają się do bieli. Ma krótkie paznokcie, nie maluje ich, ani nie zapuszcza. Nie ścina włosów, ani nie związuje w warkocze. Zazwyczaj są rozpuszczone, rzadziej w kitce.
Sympatia: ---
Umiejętności specjalne:
~ Jest bardzo szybka i zwinna ~
~ Ma świetny wzrok, o wiele lepszy niż inni ludzie ~
Umiejętności:
~ Świetnie rzuca nożami ~
~ Zdobyła umiejętności przetrwania ~
Rodzina: matka nie żyje, los ojca ma gdzieś
Historia: Matka Ro umarła w trakcie porodu. Ojca nie znała, nie zna i ma nadzieję, że nie pozna. Dziewczyna była wychowywana przez ciotkę. Jej wychowawczyni była człowiekiem i po 30 latach opieki nad czarnowłosą, zmarła ze starości. Potem Ro była sama i o wiele za dużo przeżyła i ujrzała. Nigdy nie tknęła ludzkiej krwi i tego nie zrobi. Brzydzi się czymś takim. Wolałaby umrzeć z głodu niż dobrać się do ludzkiej posoki.
Steruje: Piszczałka
Inne zdjęcia: ---
Imię: Roulette
Przydomek/Pseudonim: Ro
Rasa: Pół wampir
Dom: Ravenclaw
Motto: Rodzimy się nikim, a stajemy sobą.
Płeć: Kobieta
Wiek: 190 lat
Pochodzenie: Syberia (Rosja)
Charakter: Ro jest bardziej skryta, niż wredna. Boi się dopuścić kogokolwiek do swoich tajemnic. Jej oczy za dużo widziały i nie mogą zapomnieć. Kiedyś była wesoła i nawet miła. Teraz zrobi wszystko, byleby nikt się do niej nie zbliżył. Będzie chamska i wstrętna, ale nie da nikomu wygrzebać spod sterty gruzów jej dawnej radości.
Aparacja: Nie należy do najwyższych ludzi, jest przeciętna w centymetrach. Ma niebieskie oczy, które w momentach jej wściekłości rozjaśniają się do bieli. Ma krótkie paznokcie, nie maluje ich, ani nie zapuszcza. Nie ścina włosów, ani nie związuje w warkocze. Zazwyczaj są rozpuszczone, rzadziej w kitce.
Sympatia: ---
Umiejętności specjalne:
~ Jest bardzo szybka i zwinna ~
~ Ma świetny wzrok, o wiele lepszy niż inni ludzie ~
Umiejętności:
~ Świetnie rzuca nożami ~
~ Zdobyła umiejętności przetrwania ~
Rodzina: matka nie żyje, los ojca ma gdzieś
Historia: Matka Ro umarła w trakcie porodu. Ojca nie znała, nie zna i ma nadzieję, że nie pozna. Dziewczyna była wychowywana przez ciotkę. Jej wychowawczyni była człowiekiem i po 30 latach opieki nad czarnowłosą, zmarła ze starości. Potem Ro była sama i o wiele za dużo przeżyła i ujrzała. Nigdy nie tknęła ludzkiej krwi i tego nie zrobi. Brzydzi się czymś takim. Wolałaby umrzeć z głodu niż dobrać się do ludzkiej posoki.
Steruje: Piszczałka
Inne zdjęcia: ---
Subskrybuj:
Posty (Atom)