Szłam akurat do pokojów.Gdy weszłam do pokoju I usiadłam przy oknie.Przyszła do mnie Saphira i pyta się-Co robisz?-Patrze się w gwiazdy.-Odpowiedziałam-A czemu się tak patrzysz?-zapytała-Dzisiaj u Elfów jest takie święto.I to święto nazywa się Fenir?obchodzimy je każdego mięsiąca.I mię jest smutno ponieważ nie moge tam być i nagle zaczełam śpiewać:
Angel of darkness
Angel of darkness
The world is in your hand
But I will fight until the end
Angel of darkness
Angel of darkness
Don't follow your command
But I will fight and I will stand
When darkness falls
Pain is all
the angel of darkness
will leave behind
But I will fight
The love is lost
Beauty and light
Have vanished from
Garden of delight
The dreams are gone
Midnight has come
The darkness is our
New kingdom
Angel of darkness
Angel of darkness
The world is in your hand
But I will fight until the end
Angel of darkness
Angel of darkness
Don't follow your command
But I will fight and I will stand
Hunt goes on
deep in the night
time to pray
down on your knees
you can't hide from the
eternal light
until my last breath
I will fight... ( I will fight... )
Now realise
The stars they die
Darkness has
Fallen in paradise
But we'll be strong
And we will fight
Against the
Creatures of the night
Angel of darkness
Angel of darkness
The world is in your hand
But I will fight until the end
Angel of darkness
Angel of darkness
Don't follow your command
But I will fight and I will stand
Zawsze tą piąsenke śpiewam.
I się rozeszliśmy
Hogwart
poniedziałek, 1 września 2014
niedziela, 31 sierpnia 2014
Od Effie CD Cole'a
- Co wiecie?! -wydarła się na nas kiedy otrząsnęła się z tego co
zobaczyła. -Och moja filiżanka. Jednak to nie ważne. Co wiecie?! Mówcie i
to teraz bo wezwę dyrektora!
- Nic -palnęłam po czym po części kłamałam a po części zaczęłam mówić prawdę-Ma pani tak lekarskie pismo że nie mogliśmy się rozczytać a ta kartka wypadła profesor McGonagall kiedy przechodziła koło nas. Myśleliśmy że to jakiś śmieć więc nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy. Znaczy... Oczywiście ciekawiło nas co tam jest jednak nic z tego nie rozumieliśmy...
- Co was tu sprowadza? -powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Otóż zasłabłam na lekcji z powodu klaustrofobii i zostałam tutaj zesłana -powiedziałam co było oczywiście prawdą -Potem zaczęliśmy iść i trafiliśmy na profesor to wszystko.
- A co to w ogóle jest? -spytał a pielęgniarka zmroziła go wzrokiem.
- Coś co na pewno nie należy do pana. I to dzieciaki nie wasza sprawa tak samo jak zaglądanie do czyiś dzienników -powiedziała. -Zostaniecie przez mnie zaprowadzeni do dyrektora gdyż jestem pewna że kłamiecie jak z nut. Przypadkowo akurat mieliście kartkę i zajrzeliście do mojego dziennika? No nie wydaje mi się. Idziecie za mną. Mam nadzieje że wasze domy stracą parę punktów za wasz wybryk.
Chciała nas już prowadzić kiedy przypomniała sobie o filiżance i jednym ruchem różdżki sprawiła że filiżanka była cała a po herbacie wylanej na ziemi nie było śladu. Zaczęła nasz ciągnąć przez korytarze do schodów. Za pomocą hasła schody zaczęły unosić się. Trafiliśmy do jego gabinetu. Stary mężczyzna spojrzał na nas z uniesioną brwią. Kobieta podeszła do niego i szepnęła mu coś. Jego brwi mówiły wszystko za niego. Miał je ściągnięte a wargi przygryzione. Najwyraźniej wpakowaliśmy się w coś w gorszego niż myśleliśmy. Odeszła od niego i wyszła z gabinetu. Zacmokał i pokręcił głową. Usiadł w swoim pokoju.
- Może ciasteczko? -spytał co było normalne u tego nauczyciela jednak mój wzrok był skierowany na feniksa. Mężczyzna zaśmiał się. -Śliczny. Czyż nie? Macie to szczęście bo już jest staruszką. Niedługo się spali a z jej popiołu wyłoni się ona sama po raz drugi.
- Nie to chciał pan powiedzieć -zauważył Cole a nauczyciel pokręcił głową.
- Będziecie zwolnieni z lekcji bo to rozmowa właśnie na tak długi okres czasowy. Wpierw więc powiedźcie co wiecie? -spytał. Gdy patrzyło się w jego czy nie można było kłamać.
- Severus uważa że wie coś czego nie powinieneś wiedzieć -powiedziałam a ten uniósł brwi. Nie byłam zwolenniczką przyznawania się do winy.- Mówił że utrzyma wszystko w należytym porządku. Za to profesor Minerwa mówiła coś o nie bezpieczeństwie. Potem ta kartka. Myśleliśmy że to jakiś przepis na eliksir. Czy chodzi o nowe razu które tutaj trafiły? O aniołów, herosów, wampirów, wilkołaków?
- Zapewne chodź jak sama wiesz to i ja nie wiem -powiedział -W końcu nie zostałem doinformowany... Wielka szkoda. No ale cóż takie jest życie. I wydaje mi się że będę musiał z Minervą pogadać i wy pójdziecie razem ze mną. W końcu to wy odkryliście kartkę. I nie martwcie się. Nie zjem was jak Severus.
<Cole?>
- Nic -palnęłam po czym po części kłamałam a po części zaczęłam mówić prawdę-Ma pani tak lekarskie pismo że nie mogliśmy się rozczytać a ta kartka wypadła profesor McGonagall kiedy przechodziła koło nas. Myśleliśmy że to jakiś śmieć więc nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy. Znaczy... Oczywiście ciekawiło nas co tam jest jednak nic z tego nie rozumieliśmy...
- Co was tu sprowadza? -powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Otóż zasłabłam na lekcji z powodu klaustrofobii i zostałam tutaj zesłana -powiedziałam co było oczywiście prawdą -Potem zaczęliśmy iść i trafiliśmy na profesor to wszystko.
- A co to w ogóle jest? -spytał a pielęgniarka zmroziła go wzrokiem.
- Coś co na pewno nie należy do pana. I to dzieciaki nie wasza sprawa tak samo jak zaglądanie do czyiś dzienników -powiedziała. -Zostaniecie przez mnie zaprowadzeni do dyrektora gdyż jestem pewna że kłamiecie jak z nut. Przypadkowo akurat mieliście kartkę i zajrzeliście do mojego dziennika? No nie wydaje mi się. Idziecie za mną. Mam nadzieje że wasze domy stracą parę punktów za wasz wybryk.
Chciała nas już prowadzić kiedy przypomniała sobie o filiżance i jednym ruchem różdżki sprawiła że filiżanka była cała a po herbacie wylanej na ziemi nie było śladu. Zaczęła nasz ciągnąć przez korytarze do schodów. Za pomocą hasła schody zaczęły unosić się. Trafiliśmy do jego gabinetu. Stary mężczyzna spojrzał na nas z uniesioną brwią. Kobieta podeszła do niego i szepnęła mu coś. Jego brwi mówiły wszystko za niego. Miał je ściągnięte a wargi przygryzione. Najwyraźniej wpakowaliśmy się w coś w gorszego niż myśleliśmy. Odeszła od niego i wyszła z gabinetu. Zacmokał i pokręcił głową. Usiadł w swoim pokoju.
- Może ciasteczko? -spytał co było normalne u tego nauczyciela jednak mój wzrok był skierowany na feniksa. Mężczyzna zaśmiał się. -Śliczny. Czyż nie? Macie to szczęście bo już jest staruszką. Niedługo się spali a z jej popiołu wyłoni się ona sama po raz drugi.
- Nie to chciał pan powiedzieć -zauważył Cole a nauczyciel pokręcił głową.
- Będziecie zwolnieni z lekcji bo to rozmowa właśnie na tak długi okres czasowy. Wpierw więc powiedźcie co wiecie? -spytał. Gdy patrzyło się w jego czy nie można było kłamać.
- Severus uważa że wie coś czego nie powinieneś wiedzieć -powiedziałam a ten uniósł brwi. Nie byłam zwolenniczką przyznawania się do winy.- Mówił że utrzyma wszystko w należytym porządku. Za to profesor Minerwa mówiła coś o nie bezpieczeństwie. Potem ta kartka. Myśleliśmy że to jakiś przepis na eliksir. Czy chodzi o nowe razu które tutaj trafiły? O aniołów, herosów, wampirów, wilkołaków?
- Zapewne chodź jak sama wiesz to i ja nie wiem -powiedział -W końcu nie zostałem doinformowany... Wielka szkoda. No ale cóż takie jest życie. I wydaje mi się że będę musiał z Minervą pogadać i wy pójdziecie razem ze mną. W końcu to wy odkryliście kartkę. I nie martwcie się. Nie zjem was jak Severus.
<Cole?>
Od Alexandra CD Ro
- Jak miło- mruknąłem, przyjmując pozycję obronną. Czarnowłosa
wyciągnęła z kieszeni niewielki sztylet i rzuciła nim w pierwszego
gryfa. W mojej dłoni znalazła się nagle ognista kulka, którą cisnąłem w
samicę, która znalazła się niebezpiecznie blisko nas. Zwierzęta z hukiem
spadły na ziemię. Samiec, który przyleciał z południa wylądował kilka
metrów od nas i głośno ryknął. Oboje cofnęliśmy się do tyłu. Nagle do
głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Chodź tu- nakazałem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę. Westchnąłem i przesunąłem się w jej stronę.- Wezmę cię na barana, a ty ciśniesz w niego jeszcze jednym sztyletem.
- Problem w tym, że nie brałam ze sobą więcej broni- powiedziała powoli, wciąż patrząc na gryfa, który powoli kierował się do nas. Zakląłem pod nosem, po czym posłałem ognistą kulkę w stronę samca. Ten zaryczał i padł, niedaleko nas.
- Nie mogłeś tak od razu?- spytała z wyrzutem.- Po co kombinowałeś?
- Bo to zżera cholernie dużo energii, a poza tym to byłoby o wiele bardziej widowiskowe. Lubię spektakularne zakończenia.
Dziewczyna prychnęła z wyższością. Spojrzałem na nią kątem oka.
- Może się chociaż przedstawisz?- zapytałem. Brunetka przewróciła wymownie oczami, ale się odezwała:
- Mam na imię Roulette, ale mówią mi Ro. Zadowolony?
- Bardzo- odparłem, a moje usta rozszerzyły się w uśmiechu.- Jestem Alexander.
Ro nie odezwała się. Położyłem się na trawie i zacząłem nucić pod nosem piosenkę, na co Roulette żachnęła z irytacją.
- Nie mów, że nie potrafisz się wyluzować. W zamku zrobi się ciszej dopiero koło szesnastej, więc korzystaj z uroków lasu.
- Dopóki znów nas coś nie zaatakuje?
- Dokładnie.
<Ro?>
- Chodź tu- nakazałem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę. Westchnąłem i przesunąłem się w jej stronę.- Wezmę cię na barana, a ty ciśniesz w niego jeszcze jednym sztyletem.
- Problem w tym, że nie brałam ze sobą więcej broni- powiedziała powoli, wciąż patrząc na gryfa, który powoli kierował się do nas. Zakląłem pod nosem, po czym posłałem ognistą kulkę w stronę samca. Ten zaryczał i padł, niedaleko nas.
- Nie mogłeś tak od razu?- spytała z wyrzutem.- Po co kombinowałeś?
- Bo to zżera cholernie dużo energii, a poza tym to byłoby o wiele bardziej widowiskowe. Lubię spektakularne zakończenia.
Dziewczyna prychnęła z wyższością. Spojrzałem na nią kątem oka.
- Może się chociaż przedstawisz?- zapytałem. Brunetka przewróciła wymownie oczami, ale się odezwała:
- Mam na imię Roulette, ale mówią mi Ro. Zadowolony?
- Bardzo- odparłem, a moje usta rozszerzyły się w uśmiechu.- Jestem Alexander.
Ro nie odezwała się. Położyłem się na trawie i zacząłem nucić pod nosem piosenkę, na co Roulette żachnęła z irytacją.
- Nie mów, że nie potrafisz się wyluzować. W zamku zrobi się ciszej dopiero koło szesnastej, więc korzystaj z uroków lasu.
- Dopóki znów nas coś nie zaatakuje?
- Dokładnie.
<Ro?>
Od Roulette
Siedziałam na ziemi i bawiłam się ostrzem, przewracając je w dłoni. Nie przejmowałam się zbytnio coraz większą ilością zadrapań.
Powinnam była teraz siedzieć i uczyć się, a nie kapać krwią na książkę z zielarstwa. Nie miałam pojęcia jak wytłumaczę Madame Sprout to, że na moim podręczniku są czerwone plamy.
Było dosyć chłodno tego dnia. Jesień była bardzo blisko. Za niedługo kolorowe liście będą tańczyć przed moimi oczami, a krople wody zamoczą mój płaszcz zanim wyjdę wystarczająco daleko od szkoły.
Wzdrygnęłam się gdy kolejny zimny powiew powietrza pogłaskał mój kark i zahuczał głośno ciesząc się ze zrobionego mi dowcipu.
Położyłam się na podłożu i zaczęłam przyglądać się koronom drzew.
Nie przysłaniały całkowicie nieba, ale nadawały temu widokowi uroku. Czułam się tak, jakbym była tylko ja i ten widok. Ja i ta polana. Ja i ten las.
Ja i ten ktoś, kogo obecność właśnie poczułam. Poderwałam się szybko i stanęłam w pozycji bojowej.
< Dokończyłby ktoś? :3 >
Powinnam była teraz siedzieć i uczyć się, a nie kapać krwią na książkę z zielarstwa. Nie miałam pojęcia jak wytłumaczę Madame Sprout to, że na moim podręczniku są czerwone plamy.
Było dosyć chłodno tego dnia. Jesień była bardzo blisko. Za niedługo kolorowe liście będą tańczyć przed moimi oczami, a krople wody zamoczą mój płaszcz zanim wyjdę wystarczająco daleko od szkoły.
Wzdrygnęłam się gdy kolejny zimny powiew powietrza pogłaskał mój kark i zahuczał głośno ciesząc się ze zrobionego mi dowcipu.
Położyłam się na podłożu i zaczęłam przyglądać się koronom drzew.
Nie przysłaniały całkowicie nieba, ale nadawały temu widokowi uroku. Czułam się tak, jakbym była tylko ja i ten widok. Ja i ta polana. Ja i ten las.
Ja i ten ktoś, kogo obecność właśnie poczułam. Poderwałam się szybko i stanęłam w pozycji bojowej.
< Dokończyłby ktoś? :3 >
Szansy nie zmarnowała... Samantha! Witamy!
Zwierze: ---
Imię: Samantha Pi
Przydomek/Pseudonim: Często ją nazywają... Wróbel.
Sam, Sami - ale nie przepada za swoimi skrótami imienia.
Rasa: czarodziejka
Dom: Ravenclaw
Motto: Trochę tego jest... między innymi: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi."
Płeć: kobieta
Wiek: 17 lat
Pochodzenie: Kanada
Charakter: mądra, bystra, ambitna, spostrzegawcza, rozważna, pomocna, raczej małomówna przez co nie lubi jak jest za duże zamieszanie wokół jej osoby, spokojna, opanowana. Ma swój tok myślenia i jest tolerancyjna(xd). Raczej miła... ale czy jest sympatyczna to sam/a oceń. Umie postawić na swoim, rzadko kłamie(tylko w sprawie dobra ogółu), lubi samotność ale trochę towarzystwa nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Trochę skryta i zamknięta w sobie ale otwarta na nowe znajomości. Ma poczucie humoru i potrafi się "odgryźć".
Aparacja: Ma równe 170cm wzrostu, brązowe oczy, brązowe włosy, prawie niewidoczne piegi na nosie, jasną cerę. Jest szczupła. Skromnie się ubiera, kocha praktycznie wszystkie odcienie brązu(xd).
Sympatia: raczej... nie chce
Umiejętności specjalne: telekineza(czyli może poruszać/przesuwać przedmioty bez ich dotykania)
Umiejętności: ma bardzo dobry refleks, jest szybka, sprytna
Rodzina: nie wnikaj (XD)
Historia: No cóż... w jej życiu nic ciekawego się nie działo. Zawsze stała tak z boku(społeczności)... nawet jak odkryła że posiada moc telekinezy. Ona tak po prostu woli, nie lubi jak jest wokół niej za dużo ludzi i zamieszania. Chyba jedna z ciekawszych rzeczy które się wydarzyły to otrzymanie listu z zaproszeniem aby dołączyć do uczelni Hogward.
Steruje: Sylwia1
Inne zdjęcia: ---
Imię: Samantha Pi
Przydomek/Pseudonim: Często ją nazywają... Wróbel.
Sam, Sami - ale nie przepada za swoimi skrótami imienia.
Rasa: czarodziejka
Dom: Ravenclaw
Motto: Trochę tego jest... między innymi: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to robi."
Płeć: kobieta
Wiek: 17 lat
Pochodzenie: Kanada
Charakter: mądra, bystra, ambitna, spostrzegawcza, rozważna, pomocna, raczej małomówna przez co nie lubi jak jest za duże zamieszanie wokół jej osoby, spokojna, opanowana. Ma swój tok myślenia i jest tolerancyjna(xd). Raczej miła... ale czy jest sympatyczna to sam/a oceń. Umie postawić na swoim, rzadko kłamie(tylko w sprawie dobra ogółu), lubi samotność ale trochę towarzystwa nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Trochę skryta i zamknięta w sobie ale otwarta na nowe znajomości. Ma poczucie humoru i potrafi się "odgryźć".
Aparacja: Ma równe 170cm wzrostu, brązowe oczy, brązowe włosy, prawie niewidoczne piegi na nosie, jasną cerę. Jest szczupła. Skromnie się ubiera, kocha praktycznie wszystkie odcienie brązu(xd).
Sympatia: raczej... nie chce
Umiejętności specjalne: telekineza(czyli może poruszać/przesuwać przedmioty bez ich dotykania)
Umiejętności: ma bardzo dobry refleks, jest szybka, sprytna
Rodzina: nie wnikaj (XD)
Historia: No cóż... w jej życiu nic ciekawego się nie działo. Zawsze stała tak z boku(społeczności)... nawet jak odkryła że posiada moc telekinezy. Ona tak po prostu woli, nie lubi jak jest wokół niej za dużo ludzi i zamieszania. Chyba jedna z ciekawszych rzeczy które się wydarzyły to otrzymanie listu z zaproszeniem aby dołączyć do uczelni Hogward.
Steruje: Sylwia1
Inne zdjęcia: ---
Od Saphiry CD Jessicy
Kiedyś mieszkałam razem z moją matką - Samanthą w Londynie, wśród
Mugoli. Mój ojciec umarł jak jeszcze byłam niemowlęciem. Matka mówiła mi
że to był nieszczęśliwy wypadek... ale ja w to nie wierzyłam. Mimo że
posiadam umiejętność Retrokognicji nie potrafiłam wywołać to zdarzenie z
przeszłości aby się dowiedzieć prawdy.
Moja Matka i Ojciec pracowali w Ministerstwie Magii ale nie mówili mi nigdy czym tak dokładniej się zajmują. Gdy ich o to pytałam zawsze zmieniali temat. Można powiedzieć że ich nigdy nie było w domu. Z każdym rokiem oddalałam się od matki. Po paru latach nie mogłyśmy się w ogóle dogadać...
Często chodziłam na ulicę Pokątną. Lubiłam to miejsce. W szczególności Esy i Floresy. Jak miałam wolny czas to zawsze tam chodziłam i czytałam księgi. Czasami odwiedzałam również Magiczną Menażerię gdzie można było zakupić zwierzęta. Tam właśnie odkryłam że umiem rozmawiać ze zwierzętami. Poznałam tam przesympatycznego czarnego kota. Fajnie się z nim rozmawiało. Zwał się Lucky. Chciałam go kupić ale matka mi nie pozwoliła... szkoda...
Gdy miałam już 17 lat zdarzyło się coś czego nigdy się nie spodziewałam. Moja matka została zabita. Tak było i tak mi powiedzieli ludzie z ministerstwa. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam smutna i przygnębiona gdyż umarła mi jedyna bliska mi osoba, a z drugiej strony chciałam pomścić jej śmierć. Wydawało mi się że śmierć mojego ojca i mojej matki są ze sobą powiązane, ale to była i nadal jest tyko hipoteza.
Chcąc dorwać zabójce wyruszyłam w świat. Często prawie go miałam lecz zawsze zdołał mi uciec.
~~~~~~~~~~~~ wiele lat później ~~~~~~~~~~~~
Minęły lata a ja nadal nie zdołałam go złapać. Postanowiłam wrócić do mojego rodzinnego domu w Londynie. Stał tam jeszcze lecz zniszczony... weszłam do środka. Nikogo nie było. Nie dziwię się, kto by tam chciał mieszkać w takich ruinach. Na starych meblach zeżartych przez korniki leżała gruba warstwa kurzu. Weszłam po schodach na piętro. A raczej tylko tam zajrzałam. Było tam tak samo jak na dole. Zeszłam z powrotem. Zauważyłam jakąś zmianę... na półce leżał list a obok niego stała sowa. Podeszłam bliżej. Zabrałam kopertę w ręce. Przeczytałam do kogo jest ten list. No cóż, wyszło na to że to do mnie. Nie patrzałam nawet na adresata tylko otworzyłam kopertę zastanawiając się co tam może pisać. Okazało się że to list z Hogwartu. Nie spodziewałam się tego. Kiedy ja czytałam list, sowa odfrunęła.
Schowałam list do kieszeni i chciałam już wyjść gdy w wejściu zobaczyłam czarnego kota. Siedział i obserwował mnie swoimi złotymi oczami.
~ Witaj, nie pamiętasz mnie?
~ To ty? Lucky? ~ spytałam zdziwiona.
~ Tak.
~ Skąd wiedziałeś że tu będę?
~ Intuicja. ~ odpowiedział. ~ Widzę że dostałaś list z Hogwartu. Co zamierzasz? ~ spytał kot
~ Domyśl się. Idziesz ze mną na pokątną aby kupić odpowiednie rzeczy czy mam sama to zrobić?
~ Oj nie, teraz jak cie znalazłem to cie nie zostawię.
Uśmiechnęłam się lekko i razem z Lucky`m poszłam na Potokną. Jak ja tu dawno nie byłam... a tak niewiele się zmieniło. Wyjęłam list z Hogwartu gdzie też była lista rzeczy które trzeba było zakupić. Zaczęłam chodzić z sklepu do sklepu. Nie miałam nic z tej listy oprócz różdżki. Po jakiejś godzinie chodzenia po sklepach miałam już wszystko i byłam gotowa. Nagle sobie coś przypomniałam.
~ Lucky... nie mogę cię zabrać... wybacz.
~ M-U-S-I-S-Z. Nie odpuszczę. ~ stwierdził stanowczo.
~ Ale nie mogę i tyle. Nie rozumiesz?
~ Boże... a czy muszą inni o tym wiedzieć?
~ Co ty wygadujesz, a jak się dowiedzą?
~ To powiesz że nie wiesz czyj to kot. ~ powiedział
~ Śmieszne...
Usiłowałam mu to wytłumaczyć... przekonać ale on swoje. Nie dało się inaczej... wsadziłam kocura do walizki, a żeby się nie udusił nie zasunęłam jej do końca. I tak w końcu z walizką w której chciałam przemycić kota dotarłam na peron 9¾. No cóż. Zdążyłam. Wsiadłam do pociągu i trafiłam na przedział gdzie był jakiś chłopak. Usiadałam.
Nie zdążyłam nic do niego powiedzieć bo wtem weszła jakaś dziewczyna o długich brązowych włosach i jasnej karnacji.
- Hej - powiedziała i usiadła obok mnie.
- Hej, jestem Saphira, Saphira Hitch a ty?
- Jessica Wolf.
< Jessica? >
Moja Matka i Ojciec pracowali w Ministerstwie Magii ale nie mówili mi nigdy czym tak dokładniej się zajmują. Gdy ich o to pytałam zawsze zmieniali temat. Można powiedzieć że ich nigdy nie było w domu. Z każdym rokiem oddalałam się od matki. Po paru latach nie mogłyśmy się w ogóle dogadać...
Często chodziłam na ulicę Pokątną. Lubiłam to miejsce. W szczególności Esy i Floresy. Jak miałam wolny czas to zawsze tam chodziłam i czytałam księgi. Czasami odwiedzałam również Magiczną Menażerię gdzie można było zakupić zwierzęta. Tam właśnie odkryłam że umiem rozmawiać ze zwierzętami. Poznałam tam przesympatycznego czarnego kota. Fajnie się z nim rozmawiało. Zwał się Lucky. Chciałam go kupić ale matka mi nie pozwoliła... szkoda...
Gdy miałam już 17 lat zdarzyło się coś czego nigdy się nie spodziewałam. Moja matka została zabita. Tak było i tak mi powiedzieli ludzie z ministerstwa. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam smutna i przygnębiona gdyż umarła mi jedyna bliska mi osoba, a z drugiej strony chciałam pomścić jej śmierć. Wydawało mi się że śmierć mojego ojca i mojej matki są ze sobą powiązane, ale to była i nadal jest tyko hipoteza.
Chcąc dorwać zabójce wyruszyłam w świat. Często prawie go miałam lecz zawsze zdołał mi uciec.
~~~~~~~~~~~~ wiele lat później ~~~~~~~~~~~~
Minęły lata a ja nadal nie zdołałam go złapać. Postanowiłam wrócić do mojego rodzinnego domu w Londynie. Stał tam jeszcze lecz zniszczony... weszłam do środka. Nikogo nie było. Nie dziwię się, kto by tam chciał mieszkać w takich ruinach. Na starych meblach zeżartych przez korniki leżała gruba warstwa kurzu. Weszłam po schodach na piętro. A raczej tylko tam zajrzałam. Było tam tak samo jak na dole. Zeszłam z powrotem. Zauważyłam jakąś zmianę... na półce leżał list a obok niego stała sowa. Podeszłam bliżej. Zabrałam kopertę w ręce. Przeczytałam do kogo jest ten list. No cóż, wyszło na to że to do mnie. Nie patrzałam nawet na adresata tylko otworzyłam kopertę zastanawiając się co tam może pisać. Okazało się że to list z Hogwartu. Nie spodziewałam się tego. Kiedy ja czytałam list, sowa odfrunęła.
Schowałam list do kieszeni i chciałam już wyjść gdy w wejściu zobaczyłam czarnego kota. Siedział i obserwował mnie swoimi złotymi oczami.
~ Witaj, nie pamiętasz mnie?
~ To ty? Lucky? ~ spytałam zdziwiona.
~ Tak.
~ Skąd wiedziałeś że tu będę?
~ Intuicja. ~ odpowiedział. ~ Widzę że dostałaś list z Hogwartu. Co zamierzasz? ~ spytał kot
~ Domyśl się. Idziesz ze mną na pokątną aby kupić odpowiednie rzeczy czy mam sama to zrobić?
~ Oj nie, teraz jak cie znalazłem to cie nie zostawię.
Uśmiechnęłam się lekko i razem z Lucky`m poszłam na Potokną. Jak ja tu dawno nie byłam... a tak niewiele się zmieniło. Wyjęłam list z Hogwartu gdzie też była lista rzeczy które trzeba było zakupić. Zaczęłam chodzić z sklepu do sklepu. Nie miałam nic z tej listy oprócz różdżki. Po jakiejś godzinie chodzenia po sklepach miałam już wszystko i byłam gotowa. Nagle sobie coś przypomniałam.
~ Lucky... nie mogę cię zabrać... wybacz.
~ M-U-S-I-S-Z. Nie odpuszczę. ~ stwierdził stanowczo.
~ Ale nie mogę i tyle. Nie rozumiesz?
~ Boże... a czy muszą inni o tym wiedzieć?
~ Co ty wygadujesz, a jak się dowiedzą?
~ To powiesz że nie wiesz czyj to kot. ~ powiedział
~ Śmieszne...
Usiłowałam mu to wytłumaczyć... przekonać ale on swoje. Nie dało się inaczej... wsadziłam kocura do walizki, a żeby się nie udusił nie zasunęłam jej do końca. I tak w końcu z walizką w której chciałam przemycić kota dotarłam na peron 9¾. No cóż. Zdążyłam. Wsiadłam do pociągu i trafiłam na przedział gdzie był jakiś chłopak. Usiadałam.
Nie zdążyłam nic do niego powiedzieć bo wtem weszła jakaś dziewczyna o długich brązowych włosach i jasnej karnacji.
- Hej - powiedziała i usiadła obok mnie.
- Hej, jestem Saphira, Saphira Hitch a ty?
- Jessica Wolf.
< Jessica? >
Szansy nie zmarnowała...Saphira! Witamy!
Zwierze: ciiiii...
Imię: Saphira Hitch
Przydomek/Pseudonim: Safi
Rasa: czarownica
Dom: Gryffindor
Motto: Alea iacta est - Kości zostały rzucone
Płeć: kobieta
Wiek: 220(nie starzeje się odkąd ukończyła 17 lat)
Pochodzenie: Anglia
Charakter: Kiedyś była wiecznie uśmiechnięta, uprzejma... inna niż teraz. Życie nauczyło ją wielu rzeczy w tym ostrożności i odwagi której trzeba aby pokonać przeciwności losu. Rzadko się uśmiecha, jest raczej osobą preferującą samotność, a jej najlepszymi przyjaciółmi są książki i zwierzęta. Sarkastyczna, czasami szczera aż do bólu. Nie rzuca słów na wiatr ani nie nabija się z innych. Mino iż lubi pobyć sama, chętnie pomoże innym w ich problemach. Często bywa w nieodpowiednich miejscach w nieodpowiednim czasie przez co wpada w kłopoty.
Aparacja: Duże, złote oczy | długie, blond włosy | jasna karnacja |175cm | pierścień z herbem jej rodu | znamię w kształcie smoka na lewej łopatce | szczupła | zgrabna | lubi zwierzęta | w samotności nuci |
Sympatia: No cóż... zobaczymy
Umiejętności specjalne:
~ Rozumie mowę zwierząt/magicznych stworzeń.
~ Retrokognicja (łac. retrocognitio) − odmiana jasnowidzenia umożliwiająca widzenie zdarzeń przeszłych.
~ Telepatia
Umiejętności: Zwinna, silna, sprytna, inteligentna, dobrze jej idzie na miotle. Przepada za OPCM i Transmutacją. Umie rozpoznać jak ktoś kłamie.
Rodzina:
Ojciec - Jack Hitch <nie żyje>
Matka - Samantha Hitch <nie żyje>
Historia: Kiedyś żyła spokojnie w Londynie razem z rodzicami, lecz do czasu. W pierw los odebrał jej ojca kiedy jeszcze była dzieckiem. Matka mówiła jej ze to był nieszczęśliwy wypadek lecz ona w to nie wierzyła. Gdy ukończyła 17 lat zamordowano jej matkę. W tedy opuściła rodzinny dom i przyrzekła sobie że kiedyś znajdzie zabójców rodziców, ale jak do tond jeszcze tego nie dokonała. Po wielu latach wróciła do Londynu by odwiedzić stary dom...w tedy właśnie dostała list z Hogwartu.
Steruje: JULKA2000
Inne zdjęcia:
brak
Imię: Saphira Hitch
Przydomek/Pseudonim: Safi
Rasa: czarownica
Dom: Gryffindor
Motto: Alea iacta est - Kości zostały rzucone
Płeć: kobieta
Wiek: 220(nie starzeje się odkąd ukończyła 17 lat)
Pochodzenie: Anglia
Charakter: Kiedyś była wiecznie uśmiechnięta, uprzejma... inna niż teraz. Życie nauczyło ją wielu rzeczy w tym ostrożności i odwagi której trzeba aby pokonać przeciwności losu. Rzadko się uśmiecha, jest raczej osobą preferującą samotność, a jej najlepszymi przyjaciółmi są książki i zwierzęta. Sarkastyczna, czasami szczera aż do bólu. Nie rzuca słów na wiatr ani nie nabija się z innych. Mino iż lubi pobyć sama, chętnie pomoże innym w ich problemach. Często bywa w nieodpowiednich miejscach w nieodpowiednim czasie przez co wpada w kłopoty.
Aparacja: Duże, złote oczy | długie, blond włosy | jasna karnacja |175cm | pierścień z herbem jej rodu | znamię w kształcie smoka na lewej łopatce | szczupła | zgrabna | lubi zwierzęta | w samotności nuci |
Sympatia: No cóż... zobaczymy
Umiejętności specjalne:
~ Rozumie mowę zwierząt/magicznych stworzeń.
~ Retrokognicja (łac. retrocognitio) − odmiana jasnowidzenia umożliwiająca widzenie zdarzeń przeszłych.
~ Telepatia
Umiejętności: Zwinna, silna, sprytna, inteligentna, dobrze jej idzie na miotle. Przepada za OPCM i Transmutacją. Umie rozpoznać jak ktoś kłamie.
Rodzina:
Ojciec - Jack Hitch <nie żyje>
Matka - Samantha Hitch <nie żyje>
Historia: Kiedyś żyła spokojnie w Londynie razem z rodzicami, lecz do czasu. W pierw los odebrał jej ojca kiedy jeszcze była dzieckiem. Matka mówiła jej ze to był nieszczęśliwy wypadek lecz ona w to nie wierzyła. Gdy ukończyła 17 lat zamordowano jej matkę. W tedy opuściła rodzinny dom i przyrzekła sobie że kiedyś znajdzie zabójców rodziców, ale jak do tond jeszcze tego nie dokonała. Po wielu latach wróciła do Londynu by odwiedzić stary dom...w tedy właśnie dostała list z Hogwartu.
Steruje: JULKA2000
Inne zdjęcia:
brak
Subskrybuj:
Posty (Atom)